środa, 16 lipca 2014

Rozdział XXVIII

Zabiję bloggera!!!
>.<
JA DODAŁAM TEN ROZDZIAŁ WCZORAJ!!!
Przynajmniej tak mi się wydawało, a tu co?
A tu dupa -.-
Rozdziału nima ;-;
Wybaczcie i mnie i bloggerowi :o
A teraz zapraszam na rozdział ;)
Z dedykacją dla ann horan ;D

~*~*~

Otworzyłam szeroko oczy budząc się z odrętwienia, rozpostarłam szeroko palce otrząsając się z szoku przebudzenia, zaczerpnęłam głęboko powietrza próbując stanąć na własne nogi i gwałtownie je wypuściłam, kiedy te ugięły się pod moim własnym ciężarem.
Dotknęłam opuszkami palców pięt u swoich stóp oczekując kolejnej dawki niezbędnego w każdym życiu bólu, dostając w zamian miłe rozczarowanie.
Starałam się podnieść po raz kolejny, po raz kolejny oczekując upadku i po raz kolejny doznając rozczarowania.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu czegoś wartościowego oprócz miłości tych dwojga, jednak nie zauważając niczego innego wartego uwagi odwróciłam się i odeszłam, świadoma tego, że moja obecność, jak zazwyczaj, jest zbędna.
Pozostawiając za sobą drzwi do pokoju zakochanych ruszyłam do kolejnego.
Stojąc przed kolejnymi drzwiami zastanawiałam się czy ta osoba jest taka monotonna, nieciekawa, że nic jej nie charakteryzuje czy po prostu woli prostotę.
A może problem tkwi w tym, że nie potrafi zdecydować co go charakteryzuje?
Jeżeli tak to jest to smutne, że nie zna samego siebie.
Drzwi były puste i białe.
Takie czyste...
Z dziwnym uczuciem niepokoju ruszyłam do pokoju mojej kolejnej "ofiary"...
-Harry - usłyszałam wręcz dziecięcy szept w mojej głowie.
Spojrzałam na jego twarz utrwaloną w barwach spokoju i wytchnienia.
-Harry... - kolejne westchnienie mimowolnie wydostało się spod moich zaciśniętych warg.
Twarz.
Ta twarz.
Taka niewinna.
Twarz d-z-i-e-c-k-a.
Twarz Harrego.
Oczy skryte pod powiekami widzące świat tak niewinnie.
Widzące świat z prostotą dziecka.
Oczy, które chcą  widzieć świat we właśnie taki sposób.
NIEWINNY
Pojedynczy, urywany śmiech.
Śmiech skrzywdzonego dziecka.
Śmiech bez r-a-d-o-ś-c-i.
Jak płacz bez ł-e-z.
Jak rodzina bez światła...
Bez d-z-i-e-c-k-a...
Oczy...
Otworzyłam oczy w nowej rzeczywistości.
Widzieć świat oczami kogoś innego.
Stałam w parku.
Rozejrzałam się.
Nie zobaczyłam żadnej żywej duszy prawie w całym parku.
Tak zimno...
Żadna ludzka duszyczka nie ogrzewała swą radością i miłością miejsca w którym byłam.
Nigdzie, tylko tam...
Kilkanaście metrów za mną widać było skupisko ludzi.
A właściwie to dzieci.
Plac zabaw?
Podeszłam wolnym krokiem chcąc poczuć radość i zachwyt  płynący z serc dzieci.
Oczekiwałam nowej nadziei...
Chciałam ją znaleźć w oczach nowego pokolenia.
Chciałam zatonąć w dźwięku radości; śmiechu dzieci dźwięcznym jak dzwoneczki drgające na wietrze.
Podeszłam i zatopiłam się w śmiechu szydzenia, raniącym jak dźwięk obijających się o siebie noży.
W ich oczach znalazłam wrogość i nieustępliwość.
Znalazłam wielki upór.
Cofnęłam się chwiejnym krokiem czując nienawiść i zepsucie bijące z serc stojących przede mną  dzieci.
Dzieci w których nie zakiełkowała nadzieja.
Tik... Tak...
Tik... Tak...
Tik... Tak...
Czas płynie.
Dzieci rosną.
Ciało dojrzewa.
Rysy stają się wyraziste.
Ostre...
Dusza staje się wyrazista.
Ostra.
A to co ostre zazwyczaj k-a-l-e-c-z-y... 
N-i-s-z-c-z-y...
I Zabija...
Sprawia ból...
Te dziecięce oczy.
Te oczy które powinny być przepełnione zachwytem dla świata są wypełnione zwróconą ku niemu pogardą.
Śmiech przepełniony winien być radością, czystą radością i szczęściem.
Tymczasem przepełniony jest triumfem, szczęściem i radością z czyjegoś bólu, nieszczęścia niepowodzenia.
Gorycz.
Gorzka żółć to to co poczułam.
Zawód?
Może trochę, lecz najbardziej pamiętam smutek i żal oraz to, że nie wiedziałam jak im zaradzić.
Moje oczy wędrowały z dziecka na dziecko.
Z ciała na ciało.
Z pustej duszy na kolejną pustą duszyczkę.
Z braku nadziei na...
Na nadzieję.
Pośród tego wszystkiego zobaczyłam chłopca.
Może dwunastoletniego?
Chłopca w którym zobaczyłam szczęście.
Siedział on pod bardzo wysokim i zapewne wiekowym już drzewem.
W rękach trzymał sfatygowany już zeszyt i pisał coś w nim co chwilę skreślając i zamazując.
W pewnym momencie zaśmiał się radośnie.
Nie gorzko.
Nie fałszywie.
Śmiał się szczęśliwie.
Chyba nie tylko ja to zauważyłam bo gdy tylko to zrobił podszedł do niego chłopak może o dwa,trzy lata starszy?
Obserwowałam z niepokojem jak starszy wyrwał młodszemu zeszyt i zaśmiał się szyderczo:
-Co Styles? Znowu piszesz jakieś gejowskie piosenki?
Na jego słowa moje serce zamarło.
-Harry- z  jego imieniem w ustach podbiegłam do starszego i wyciągnęłam rękę chcąc wyrwać mu zeszyt małego Hazzy.
Wyobraźcie sobie jak wielkie był mój zawód kiedy moja ręka przeszła przez papier jak powietrze.
Spojrzałam na swoje buty zawiedziona, że nie mogę mu pomóc.
W tym momencie odezwał się Harry:
-Tom... Oddaj mi ten zeszyt - odezwał się spokojnym głosem na co starszy chyba się zdenerwował bo zaczął czytać:
Let’s go crazy, crazy, crazy
Till we see the sun
I know we only met
But let’s pretend it’s love
And never never never stop for anyone
Tonight let’s get some
And live while we’re young
Whoohoo, Whooho
And live while we’re young
Whoohoo, Whooho
Tonight let’s get some
And live while we’re young*

-Hahahah - zewsząd rozchodziły się śmiechy dzieci czy to mniejszych czy większych a chłopiec?
Wyrwał Tomowi zeszyt z ręki i odbiegł.
Wtedy zapadła cisza.
Nie rozumiałam co się dzieje...
Dzieci rozmawiały, krzyczały, ale ja ich nie słyszałam.
Jakbym była w innym pomieszczeniu.
Za szybą...
Bez zastanowienia ruszyłam przed siebie, lecz po niespełna dwóch krokach odbiłam się od niewidzialnej szyby, bariery, która oddzielała mnie od reszty świata.
-Bella? - usłyszałam tę charakterystyczną chrypkę i zanim dobrze pomyślałam z moich ust wydobył się dźwięk:
-Harry!-po chwili już trwałam w jego ramionach -Harry...
Kiedy poczułam jego dłonie na moich plecach zrozumiałam co zrobiłam...
Przecież my się praktycznie nie znamy.
Wiedziałam to, ale gdy zobaczyłam to jak był traktowany coś drgnęło w moim sercu i...
Stało się...
Odsunełiśmy się od siebie.
Spojrzałam w jego oczy, były przepełnione smutkiem i już wiedziałam  i czułam, że on też to wiedział.
Byliśmy tacy sami.
Tak samo zostaliśmy zranieni.
Tak samo nie mieliśmy przyjaciela, kogoś na kim mogliśmy się oprzeć w złych chwilach.
Nasze twarze zaczęły się zbliżać do siebie, aż dzieliło nas już tylko kilka centymetrów...

~*~*~
*Tak...xD To było zmyślone do potrzeb opowiadania ;)
HEJ HEJ HEJ HEJ :)
Przepraszam, że tyle trzeba było czekać ale nie miałam pomysłu dopiero wczoraj na niego wpadłam i zaczęłam go realizować ;)
Soł...

Mam nadzieję, że się podobało ;)

piątek, 4 lipca 2014

Rozdzał XXVII i... Przeprosiny ;-;

O Jezuuu...
Tak was przepraszam ;-;
WSZYSTKICH!
Zawaliłam ale teraz się poprawię.
Na pewno ._.
Przepraszam czytelników ale przede wszystkim takie osoby jak:
Dominikę, Olę i  Malwinę z bloga http://normalnienienormalne99.blogspot.com/;
~ Pauka N. z bloga http://life-is-not-a-fairy-tale.blogspot.com/
~ Dziewczyny z bloga http://najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com/  (przepraszam, że nie wymieniam ale się nie mogę ogarnąć ile was tam jest i pod jakimi nazwami urzędujecie ;-;)
~ Dziewczyny z bloga http://londyyn.blogspot.com/ (taka sama sytuacja jak powyżej x.x)
~ Dziewczyny z bloga http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/ (to samo again ._.)
~ Alice z bloga http://alice--a.blog.pl/
Nom...
I przede wszystkim najbardziej przepraszam ann horan z bloga http://onedicectionforever.blogspot.com/


A na koniec najlepsze życzenia dla  FOREVERDIRECTIONERS <3, w dniu jej urodzin! 
KOCHANA
Życzę Ci wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń i przede wszystkim dużo dużo weny ^^
Ten rozdział jest specjalnie dedykowany Tobie *_*


Przepraszam, że tak długo nie komentowałam waszych rozdziałów ale postaram się jak najszybciej wszysto nadrobić :o
POSTARAM SIĘ JESZCZE DZISIAJ!
Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że wybaczycie ;-;

Nom...
Zapraszam na rozdział ;)


~*~*~


„To moja podświadomość…
Moja iluzja
I to ja tu jestem niezwyciężona
To gra na moim terenie
Z moimi zasadami
To moja gra
I to ja tu będę zwycięzcą…”

Upadłam na kolana.
Poczułam się taka wyzwolona.
Taka WOLNA
Taka nieidealna…
Rozejrzałam się.
Szkło…
Lustro zamieniło się w szkło?
Sięgnęłam po jeden odłamek z ciekawością. Zanim spojrzałam na odłamek zwarzyłam go w dłoni kilka razy obracając nim. Następnie podniosłam go na wysokość oczu…
Tym razem zobaczyłam w nich moje tęczówki.
Odskoczyłam jak poparzona bojąc się czegoś co trzymam we własnej dłoni.
Roześmiałam się gorzko.
Ucieczka przed własnym odbiciem…
Smutno jest bać się kogoś kim się było, nieznośny jest strach przed tym kim się jest, lecz najgorsza jest obawa przed osobą którą stać się można...
Jeszcze raz podniosłam dłoń na wysokość oczu uprzednio obracając w niej odłamek.
Tak jak przypuszczałam ujrzałam szkło.
Lustro weneckie – podpowiedziała mi podświadomość
Zrezygnowana opuściłam rękę a fragment lustra wyślizgną mi się z palców rozbijając się na kolejne tysiąc części.
Dopiero teraz rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym stałam.
Było ono przeraźliwie białe.
Jedynym kolorem jaki wyróżniał się spośród śnieżno-bladej scenerii była czerwień…
Krwistoczerwony kolor rozlewał się po podłodze za mną.
Spojrzałam na własne stopy.
Nawet nie czułam tego, że je okaleczam.
Stałam się mechaniczna…
Nie czułam bólu, więc nie poświęciłam moim stopom zbyt wiele uwagi.
Podniosłam wzrok a przede mną nagle wyrosła jakaś postać.
Stała ona przy samej ścianie opierając swoje ciało o drążek z niej wystający, którego swoją droga wcześniej tam nie było.

Dziewczyna nie wiedziała o mojej obecności, wyczułam to.
Uparcie powtarzała ułożenia ciała, chociaż widać było ,że ma wyćwiczone wszystko do perfekcji.
Kiedy zaczęła ćwiczyć kolejną pozycję obróciła się tak, że przed oczami mignęła mi jej twarz.
-Danielle? – zapytałam zdziwiona za co po chwili miałam ochotę strzelić sobie przez łeb.
Przecież to w jej podświadomości jesteś...
Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi.
-Danielle? – powtórzyłam tym razem głośniej.
Dziewczyna odwróciła się szybko w moją stronę.
Gdy tylko mnie zobaczyła spięła się i stanęła jeszcze prościej i sztywniej jak stała choć myślałam, że to niemożliwe.
W jej oczach widziałam panikę.
-Bella?! –pisnęła – Co ty tutaj robisz? Ja… jak? –stałam tak nie wiedząc co powiedzieć a jej oczy wychodziły już z orbit.
Po chwili wyszeptałam niepewna
-Yyy… Odwiedzam Cię? – w moich ustach stwierdzenie to zabrzmiało bardziej jak pytanie więc zaraz się zreflektowałam -Odwiedzam Cię w Twoim śnie. – powiedziałam już pewniej.
-Ale… ale jak? – zapytała w dalszym ciągu zszokowana – Przecież… Szpital… Ty...Wypadek… J-jak? – zaczęła się jąkać. Wyczułam, że jest przerażona chociaż po jej minie nie trudno było zgadnąć.
-Po prostu… Ty śpisz, ja w pewnym sensie też śpię. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Po prostu jestem, ale nie na długo. Mam nie wiele czasu. Coś około dwudziestu godzin…
Gdy to powiedziałam rozbrzmiała cisza a ja trwałam razem z nią oczekując na jakąś reakcję Danielle.
Kiedy myślałam ,że już nic z tego nie będzie jej oczy zaczęły się uspokajać….
Szklić…
Po chwili na jej policzkach zobaczyłam słone krople niedowierzania, bólu, żalu, ulgi?
W tamtym momencie nie wiedziałam co one wyrażają.
Spojrzałam na podłogę.
Drobne kawałki szkła jak łzy lały się po białej podłodze pozostawiając w niej niewidoczne dla oka rysy…
Rysy, których nie miał ujrzeć świat.
Podniosłam oczy na Danielle i skrzywiłam się.
Po jej polikach dalej spływały łzy tworząc na nich niemą ścieżkę rozpaczy, zostawiając blizny na duszy.
Kolejna łza…
Kolejne cięcie…
Kolejna rana…
Kolejna blizna…
Kolejne wspomnienie…
Kolejna klatka w umyśle...
Kolejne własne ograniczenie...
Nie zważając na szkło otaczające mnie rzuciłam się biegiem w stronę przyjaciółki.
Żaden ból nie mógł się równać sile ulgi jaką poczułam trzymając ją w ramionach.
Taka krucha.
Taka delikatna.
Jedyne czego chciałam w tamtym momencie to móc ochronić ją przed złem tego świata. 
Była dla mnie jak siostra. 
Ukryłam ją w moich ramionach szczelnie otaczając miłością, tak aby nic złego nie mogło się między nas przecisnąć.
Tak…
Chyba tego trzeba było nam obu. Odrobiny miłości, zrozumienia, aprobaty.
Jednego grama nadziei.
Tylko tyle… 

Trzymałam ją w objęciach aż się uspokoiła. 
Gdy tak się stało odsunęłyśmy się od siebie.
Dopiero gdy to zrobiłyśmy zobaczyłam jak ona wygląda.
Dziewczyna wyglądała jakby nie jadła od miesięcy. 
Sama skóra i kości. Kiedy tak mierzyłam ją wzrokiem ona bez słowa wróciła do drążka i kontynuowała ćwiczenia.
Powędrowałam za nią wzrokiem zdziwiona, że moja obecność nie wywarła żadnych zmian w jej zachowaniu.
Przyglądałam jej się przez jakiś czas a potem powiedziałam czy raczej zapytałam:
-Dlaczego cały czas ćwiczysz?
-Bo robię to źle. – odpowiedziała – Muszę opracować wszystko do perfekcji.
Spojrzałam na nią spod byka.
- Przecież masz to opracowane do perfekcji! – powiedziałam głośniej niż zamierzałam na co Danielle się wzdrygnęła.
Gwałtownie potrząsnęła głową i wyszeptała:
-Nie prawda... Nie prawda. Jestem słaba. Muszę być idealna. Muszę… Muszę…
-Musisz? – zapytałam wątpliwie – Dlaczego? Przecież nikt nie jest idealny. Ale jesteś piękna, mądra, utalentowana… O co ci chodzi?
- Jestem dobra ale nie wystarczająco. Dla niego nie… - zaszlochała cichutko.
-Dla kogo? Dla kogo starasz się dopiąć niemożliwego? Dla kogo się tak katujesz?- zapytałam rozjuszona, że ktoś nie akceptuje Danielle taką jaka jest -Dla kogo?
Zapadła nerwowa cisza którą przerwał jej cichy szept.
-Liam…
Kiedy usłyszałam to imię zamarłam. Chyba nigdy w życiu nie byłam aż tak zaso koczona.
- Liam? - wyszeptałam nie chcąc powiedzieć czegoś co ją zrani - Przecież.. Przecież to Liam. Nie wierzę, że to on Ci coś takiego powiedział. Przecież on Cię tak kocha. - przerwałam na chwile i odetchnęłam głęboko -Nie... Liam by Ci w życiu czegoś takiego nie powiedział!
Patrzyłam w te pełne żalu, bólu, tęsknoty czekoladowe oczy oczekując na odpowiedź.
-N-no może i o-on mi tego n-nie powiedzia-dział, ale p-przecież to jest o-oczywiste. - wyjąkała więc złapałam ją za ręce i spojrzałam prosto w oczy.
-Uspokój się - wyszeptałam -Wdech i wydech...
Poczekałam aż dziewczyna się uspokoi a wtedy odsunęłam się od niej i powiedziałam niezbyt chętnie świadoma, że to sprawia jej ból:
-Kontynuuj...
Tym razem już spokojna Danielle powiedziała:
-On każdego dnia spotyka miliony fanek. To oczywiste, że go kochają, przecież to ich idol - zaśmiała się gorzko -Nigdy nie byłam o nie zazdrosne, uważałam, że są uroczę i w sumie dalej uważam, że większość z nich taka jest. A-ale... - pociągnęła nosem -one stały się coraz bardziej odważne; nawet w mojej obecności rzucały się żeby go pocałować, prosiły o autografy na dekolcie. To jeszcze bym przeżyła, ale większość z tych co się na to zdobywały szeptały mu coś do ucha a ja zawsze stałam wystarczająco blisko aby to usłyszeć... - Powiedziała Danielle a potem wzięła głęboki oddech pewnie próbując się uspokoić po czym mówiła dalej -I-I zawsze mówiły mu o mnie... Że pewnie jestem beznadziejna, że one są ode mnie zdolniejsze, piękniejsze, szczuplejsze, bardziej IDEALNE... - Danielle wybuchnęła płaczem a ja przytuliłam ją do siebie i jakimś sposobem chwilę później obie siedziałyśmy na podłodze. Kiedy tancerka się uspokoiła zaczęła mówić dalej - A-a on? Liam nigdy... NIGDY nie zaprzeczył. Zawsze odszeptywał im coś na ucho. Po czym one się rumieniły a on uśmiechał delikatnie. -zaszlochała dziewczyna w moje ramię -Ja-ja muszę stać się lepsza. Muszę być idealna inaczej on mnie zostawi...- powiedziała dziewczyna już szepcząc.
-Nie- tym razem odezwałam się ja- to nie prawda!  Danielle... Przecież ty jesteś cudowna, piękna, masz genialną figurę a Twój talent nie podlega wątpliwości. JESTEŚ WSPANIAŁA! I nie mam pojęcia dlaczego Liam to robi, ale może źle to odbierasz? - spojrzała teraz na mnie podejrzliwie a ja kontynuowałam -Może on mówi im, że to nie prawda a on kocha Cię nad życie. A one? Są o Ciebie zazdrosne i może się rumienią bo jest im głupio? Nie wiesz tego... A poza tym nie wierzę żeby Liam mógłby coś takiego zrobić. On kocha Cię taką jaka jesteś! Jesteś dla niego wspaniała.
-Tak! - nieoczekiwanie przerwała mi Danielle -może i jestem dla niego wspaniała ale nie jestem wystarczająco dobra... Nie jestem IDEALNA! - Wypowiedziała rozgorączkowana tancerka i chyba miała zamiar dalej panikować, ale ja złapałam ją za ręce i zaczęłam mówić a raczej szeptać:
-Tak łatwo coś uszkodzić...
Tak łatwo coś uszkodzić nie zauważając tego.
Nie zauważając bólu innych.
Tak łatwo stać się mechanizmem.
Robić coś – nie myśląc
Niszczyć – nie czując
Zbijać – nie parząc
Tak łatwo zostać mordercą
Wystarczy się wyłączyć.
Wystarczy stać się IDEALNYM.
Wystarczy stać się mechanicznym.
A więc i ty? -spojrzałam w jej czekoladowe tęczówki- Ty także chcesz zostać mechaniczną księżniczką?
Ideałem pełnym wad?
Maszyną bez uczuć?
Szkieletem bez kręgosłupa?
Chcesz być potworem?
Dążysz do ideału? Do perfekcji?
Ale do czyjego ideału?
Bo na pewno nie ludzi.-westchnęłam.
Dążysz do ideału maszyn.
Dlaczego?
Dlaczego to robisz?
Tak jest łatwiej?
Skoro ideał jest mechanizmem to mój jest zepsuty.
Jestem osobą pewną wad i niedoskonałości, ale to właśnie to sprawia, że jestem osobą.
Tylko maszyny są idealne, tylko one wyglądają tak jak sobie to wymarzymy i robią to co chcemy.
One nie mają woli.
Nie wiedzą jak to jest czuć. One nigdy tego nie doznają.
A ty Danielle? 
Ty nie jesteś wystarczająca dla siebie i względem samej sobie bo to ty stawiasz sobie poprzeczki i wymagania.
A według mnie wobec innych ludzi jesteś cudowną OSOBĄ. 
I nie chcę żebyś się zmieniała.
NIKT tego nie chce...
Tylko musisz to zrozumieć.- skończyłam i uśmiechnęłam się do niej po czym odwróciłam się wzięłam odłamek lustra weneckiego i zniknęłam pozostawiają jej echo moich słów i czas na ich przemyślenie.

~*~*~
:)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał a kolejny pojawi się niedługo *_*