We are born to live, we live to die...

piątek, 22 sierpnia 2014

Epilog części pierwszej...

Ten rozdział dedykuję każdej osobie, która czyta mojego bloga a szczególnie tym co komentują ;)
Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy <3


~*~*~

"-Jestem w ciąży."
Kiedy usłyszałam te słowa wypadające z ust Perrie poczułam coś na rodzaj sztyletu rozrywającego moje serce na malutkie skraweczki, a w pozostałościach tego co jeszcze przed chwilą było pełnosprawnym organem rozwinęła się wielka wściekłość i gniew.
-Jak on mógł?-wyszeptałam wypowiadając te słowa zanim o nich pomyślałam a widząc zmieszaną i trochę zdziwioną minę Perrie zabrałam głos ponownie. - To nie tak, że się nie cieszę, bo naprawdę jestem szczęśliwa bo wiem, że naprawdę go kochasz i nie jesteś z nim dla sławy - mówiłam podchodząc do niej i powoli przytulając. Zapadła pełna oczekiwania cisza którą przerwałam ja słowami w których więcej teraz dało się usłyszeć bólu i żalu niż wcześniejszego gniewu - Chodzi o to, że nigdy nie przedstawił mi ciebie... Mi ani naszym rodzicom. Gdybym nie sprawdzała na internecie jak się sprawy mają pewnie o tym, że ma dziewczynę... Co ja mówię?! Narzeczoną! - uniosłam się lekko pobudzona i dokończyłam - Pewnie dowiedziałabym się wraz zaproszeniem na chrzciny, albo lepiej - na ślub!
Zapadła znowu ta męcząca cisza, którą znowu przerwałam dorzucając kilka gorzkich słów do mojej poprzedniej wypowiedzi - A prawdopodobnie to by mnie w ogóle nie zaprosił....
Zanim się obejrzałam już stałam w objęciach blondyny a po moich... naszych policzkach ciekły łzy.
-Ja wiem... Ja przepraszam - załkała a ja spojrzałam na ni zdziwiona a ona  nie zważając na to chlipała dalej - Ja... On opowiadał mi o Tobie. Jakim byliście rodzeństwem. I... I jak wasi rodzice powiedzieli mu o tym, że to Ty publikujesz te informację był załamany. Przepłakał kilka nocy. Ż-żalił mi się, że nigdy taka nie byłaś i bardzo się obwiniał za to wszystko. On s-sądził, że poświęca Ci za mało u-uwagi a ja zawsze mó-mówiłam, że to nie jego wi-ina. J-ja chciałam... prosiłam go aby to z Tobą wytłumaczył, a-ale - spojrzała w moje oczy, które też zaczynały już łzawić, ale mimo to dobrze widziałam bijącą od jej oczu szczerość - ale chyba uniósł się dumą. - dokończyła i całkowicie zalała się łzami.
Szybko porwałam ją w objęcia i powiedziałam słowa w które sama nie do końca wierzyłam;
-Nie martw się Perrie. Wszystko będzie dobrze. A poza tym to nie Twoja wina.
Wszystko będzie dobrze. Rozumiesz? - zapytałam, lecz gdy nie uzyskałam odpowiedzi odsunęłam ją od siebie, złapałam za policzki i spojrzałam głęboko w oczy - Rozumiesz Perrie?
Tym razem dziewczyna przytaknęła mi i mocno wtuliła swoją twarz w zagłębieniu na mojej szyi.
Myślałam, że już się uspokoiła kiedy nagle odsunęła się ode mnie.
Jej twarz była czerwona od tłumionego płaczu, szlochu a jej głos...
Był taki słaby.
-A-ale... Ale co jeżeli on nie będzie chciał tego dziecka?
Wtedy dostałam olśnienia i zrozumiałam czego tak się boi.
-Czy on będzie je chciał? Chyba sobie ze mnie żartujesz! - powiedziałam a dopiero później pomyślałam jak mogła to zinterpretować blondynka - On będzie wniebowzięty! - krzyknęłam na co wyraźnie się rozpogodziła.
-Myślisz? - zapytała niepewnie na co ochoczo pokiwałam głową i odpowiedziałam
-Słonko... Ja to wiem.
I nagle coś zrozumiałam.
-O. Mój. Boże...
-Co? Co się stało? - zapytała na nowo zdenerwowana Perrie
-Ojapierdole...- wyszeptałam na jednym wydechu aby zaraz potem zacząć krzyczeć tak, że pewnie mogłabym obudzić umarłych
- Będę ciocią!!! O MÓJ BOŻE! Jak się cieszę! - zaczęłam piszczeć jak w amoku i ściska blondynę.
To pomieszczenie... o ile mogę to tak nazwać, było wypełnione moim piskiem i jej wdzięcznym śmiechem.
-Nie myślałam, że tak się ucieszysz- przyznała, nadal lekko zszokowana.
-No co ty? Ja zaraz tu ze szczęścia zejdę! A teraz gadaj! To chłopczyk czy dziewczynka? Który to miesiąc? I kto o tym wie?
 -Jeszcze nie znam płci dziecka. To już 3 miesiąc... A o ciąży wiesz ty i mój ginekolog. - dokończyła spuszczając głowę a mi dosłownie szczęka opadła.
-A od jak dawna wiesz o dziecku? - zapytałam nie chcąc działać pochopnie.
-Od jakiegoś czasu...
-Perrie, do cholery! Od kiedy? - wrzasnęłam
Zapanowała chwila ciszy zanim usłyszałam jej odpowiedź.
-Od dwóch miesięcy.
Nie chcąc jej bardziej denerwować rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok był wszędzie, tylko nie na niej.
-Perrie... -wyszeptałam a ona spojrzała na mnie zaciekawiona - Rozejrzyj się.
Po wypowiedzeniu moich słów dziewczyna rozejrzała się a jej twarz przybierała coraz bardziej błogi wyraz.
Sala tortur zamieniła się w piękny ogród gdzie znajdowali się wszyscy co wcześniej, tylko, że tym razem dziecko leżało wygodnie w ramionach rodziców.
Pokazałam Perrie ten obrazek i zanim zniknęłam zdążyłam powiedzieć - Musi być dobrze

~*~*~

Obudziłam się znowu z tym nieprzyjemnym uczuciem, lecz zanim zdążyło to do mnie dojść "łączyłam się" z moim bratem.

~*~*~

Usłyszałam głośną muzykę i poczułam intensywny zapach alkoholu i papierosów.
Rozejrzałam się dookoła i zrozumiałam, że znajduję się w jakimś nocnym klubie.
Nic nie byłoby w nim nadzwyczajnego gdyby nie to, że było tu całkowicie pusto.
Ruszyłam przed siebie próbując znaleźć chociaż jedną żywą duszę.
Przejrzałam całe pomieszczenie i już myślałam, że niczego nie znajdę kiedy dostrzegłam mały korytarz, którego początek znajdował się w rogu pokoju.
Niepewnie przeszłam jego próg kiedy usłyszałam odgłos rozbijanego szkła.
Moim pierwszym odruchem było to aby się wycofać lecz przypomniałam siebie, że tu nic nie morze mi się stać i pewnym krokiem ruszyłam przed siebie.
Już zaczęłam wątpić w to, że naprawdę coś słyszałam, stawiając na to, że sobie coś uroiłam kiedy dźwięk się powtórzył, tylko, że tym razem towarzyszyła mu wiązanka przekleństw i głos, który tak dobrze znałam.
-Zayn! - krzyknęłam a w pomieszczeniu zaczęło się rozjaśniać.
Zobaczyłam brata opierającego swe czoło o ścianę i płaczącego rzewnie.
Na dźwięk mojego głosu upadł na kolana a ja rzuciłam się na niego opatulając jego szyję moimi wątłymi ramionami. On się w  nie wtulił i cały czas szlochał.
Zadawałam mu pytania ale nie reagował, aż sama z bezsilności zaczęłam płakać.
-Powiedz jak? Jak mogę ci pomóc? Powiedz a ci pomogę... Powiedz jak a ja wszystko naprawię. Powiedz czego Ci brak, o co prosisz...- szlochałam w jego koszulkę.
Wyciągnęłam rękę aby podnieść jego podbródek i spojrzeć mu w oczy ale jego już nie było.
Zerwałam się na proste nogi i zaczęłam krzyczeć:
-Zayn? Zayn! - krzyczałam
-Zayn! - krzyknęłam, już po raz ostatni, i poczułam jakbym spadała a grunt usuwał się spod moich stóp.
Zapanowała ciemność.
Z odrętwienia obudziły mnie promienie słońca na twarzy i  ten głos...
-Isa... Isabella... Bello... Obudź się. Proszę otwórz oczy.
Postanowiłam spełnić czyjąś zachciankę i otworzyłam ślepia.
Przede mną znajdowała się grupka moich znajomych składająca się z One Direction i ich dziewczyn.
-Jak dobrze, że się obudziłaś!
-Witaj wśród żywych, mała!
-Zostawcie ją! Ona musi odpoczywać!
-O Boże! Jakaś ty chuda! Lecę do kawiarenki i zaraz Ci coś przyniosę dobrego!
-Kiciuś! Wstałeś!
Ich krzyki przecinały się przez siebie, ale ja ledwo je rejestrowałam.
Moje oczy wlepione były w te czekoladowe tęczówki, tak dobrze mi znane.
-Zayn - wyszeptałam cicho na co on położył swoje swój palec na moich ustach niemo nakazując mi być cicho.
-Tylko tego chcę... - usłyszałam.
Zdążyłam tylko rozejrzeć się dookoła chcąc zapamiętać ten obrazek i prosto w jego oczy.
Potem nie było już niczego.

~*~*~

Obudziłam się w takim stanie jakbym przeżyła na jawie swój największy koszmar.
A może tak własnie było?
Na miękkich nogach ruszyłam w stronę ostatniego już pokoju mając na ustach wiele niewypowiedzianych pytań.
Szłam tak jak w transie nie zważając na otoczenie.
Zarejestrowałam tylko to jak wychodziłam z pokoju młodych rodziców a potem już dopiero jak otwierałam drzwi do pokoju blondyna.
Już po sekundzie stałam na środku jego pokoju.
Usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi a potem jego szept przy swoim uchu.
-Czekałem na Ciebie.
Odwróciłam się gwałtownie i spostrzegłam figlarne spojrzenie blondyna, który był stanowczo zbyt blisko mnie.
Odsunęłam się a on kontynuował.
-Trochę Ci to zeszło. Już piąta nad ranem. - gdy poinformował mnie, która już godzina myślałam ,że moje serce zaraz wskoczy z piersi a brwi z czoła i staną na suficie aby i jemu pokazać moje zdziwienie.
-Nie przypuszczałam, że upłynęło tak wiele czasu - wyszeptałam na co on skiną głowa i wyszeptał pochylając się nad moim uchem;
-Czas płynie nieubłaganie właśnie wtedy kiedy nie zdajemy sobie czasu z jego upływu.
Odskoczyłam od niego zaskoczona prawdziwością słów wylewających się z jego malinowych ust.
Nagle poczułam jakby ktoś rozrywał mnie od środka na strzępy.
-Pomóż - zdążyłam tylko  wyjąkać.
Potem pamiętam już tylko jakby ból upadku z wielkiej wysokości i jego błękitne tęczówki przepełnione strachem, dezorientacją i troską.

~*~*~

Trwałam w jakiejś nicości.
Nie było tu  nic, tylko mrok.
Niczego czego mogłabym się chwycić i wyrwać z jej objęć.
Nie było nic.
Nawet zawsze trwającego ze mną malutkiego płomyczka nadziei.
Pomyślałam, że mnie opuścił, ale mimo to próbowałam walczyć mając nadzieję, że tylko trochę się spóźnia.
Walczyłam lecz bez skutków.
W końcu chciałam się poddać, kiedy dojrzałam ten mój malutki płomyczek nadziei.
Zdziwiło mnie tylko to, że emanował on światłem i ciepłem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
A potem usłyszałam jej głos. Głos mamy...
-Bello... Nie możesz już powrócić do świata dusz. 
Twoje serce podczas kilku godzin zapomniało jak bić wraz z rytmem świata dusz.
Nie martw się, wstępując do snów przyjaciół, nauczyłaś się wszystkiego tego, czego miały nauczyć Cię dusze. 
Muszę już iść, ale zanim to zrobię chciałabym powiedzieć Ci, że miłość nie polega na prezentach. Pluszowy miś kiedyś się zniszczy a kwiatu zwiędną.
 Miłość nie jest też jak diabeł rogaty, nie wtedy kiedy jedno płacze a drugie po nim skacze.
Powiedzenie "kto się czubi, ten się lubi" może i ma w sobie trochę prawdy, ale nie ma nic bardziej bolesnego niż słowa, które mają Cię celowo zranić wypływające z ust ukochanego.
Miłość nie jest też jak film w kinie, nie zawsze wszystko jest bajkowe i kończy się szczęśliwie...
Czasami trzeba pocierpieć aby zasłużyć na miłość.
Mam też nadzieję, że nie pomylisz nigdy miłości z pożądaniem.
Pamiętaj, że jeżeli ktoś kogoś kocha to nigdy nie pozwoli mu upaść. *
To było ostatnie co usłyszałam.
Potem już tylko znajome odrętwienie i nicość.

~*~*~
-Isabello? Isabello? Słyszy mnie Pani? - to jest jak déjà vu** pomyślałam i nie chcąc grać na zwłokę od razu szeroko otworzyłam oczy co chyba nie było zbyt dobrym pomysłem.
Moje oczy automatycznie się zmrużyły na widok jasności panującej wokół mnie.
Gdzie ja jestem?
I nagle wszystko zrozumiałam a jakby na potwierdzenie usłyszałam jej słowa, które sprawiły, że moje serce prawie wyskoczyło z piersi.
Jesteś gotowa.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i napotkałam ciepłe spojrzenie doktora.
 A potem uszyłam słowa dzięki, którym po moich policzkach spłynęły łzy.
W końcu...
Były to łzy szczęścia.
-Witamy wśród żywych.


Koniec części pierwszej...
~*~*~
*Inspirowane fragmentem piosenki Ale zanim pójdę - Happysad'a 
**Déjà vu -odczucie, że przeżywana obecnie sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w jakiejś nieokreślonej przeszłości.

AAAAAAAAAAAAAAA!!!
To już koniec :)
Koniec tej części :D
Przepraszam, że pierwsze dodałam imagin z Harrym ale chciałam aby epilog był jak najlepiej opracowany i dobrze przemyślany ;
I jak wam się podoba zakończenie? :3
Mam nadzieję, że chociaż trochę bo mi o dziwo wszytko wydaje się być w miarę okej :)
A co do ostatniego postu...
Chyba jednak najpierw dokończę to opowiadane całkowicie a potem dopiero pomyślę o czym innym ;]

A teraz mam wam coś do powiedzenia...
Zawierzam bloga.
Zawieszam go do końca września.
W tym tygodniu nie będę publikować bo już za 5 godzin wyjeżdżam na lotnisko bo jutro o dziesiątej mam lot z Gliwic na wyspę Kos w pięknej Grecji *-*
A kolejny miesiąc.
Yhhh...
Jadę do sanatorium ;-;
Bardzo często choruje i lekarka stwierdziła, że to może mieć jakieś poważniejsze podłoże i wypełniła mi wniosek...
No i mnie przyjęli :|
Czwartego września wyjeżdżam i będę tam 28 dni ;-;
Przepraszam, że dopiero teraz wam o tym mówię ale to jeszcze było niepewne ;\
te 4 dni września przeznaczę na pranie, pakowanie i przygotowywanie się ;)
No i będę tam jechać 10 godzin a wstawić mam się na 9 rano o.o
Jeżeli będzie tam wi-fi to postaram się odwiedzać wasze blogi ale nie wiem jak to będzie ;(
No w każdym razie żegnajcie ;]
Mam nadzieję, że te wakacje były dla was udane
Do zobaczenia w Październiku 
BĘDZIE BARDZO TĘSKNIĆ *-*
KOCHAM WAS!!! <3

i mam małą prośbę...
Niech każdy kto przeczyta, skomentuje ten ostatni rozdział ;]

Love ya <3


wtorek, 19 sierpnia 2014

Harry cz.1

Hello :3
Przepraszam, że nie ma rozdziału.
Nie będę się tłumaczyć , że byłam zajęta etc.
Powiem Wam szczerze, że w tym tygodniu miałam takiego lenia i taki brak  weny na rozdział, że po prostu nic się nie dało ze nie wypocić.
>.<
Zdenerwowałam się dzisiaj i powiedziałam sobie:
"Miałaś dodać rozdział. MUSISZ COŚ DODAĆ BO TRACISZ CZYTELNIKÓW! Jak nie to, to co innego!"
No i wyszło co innego...
Wyszedł imagin z Harrym.
Szczerze mówiąc zastanawiam się czy to nie będzie też prolog mojego opowiadania.
Powiedzcie jak ten pomysł się wam ogólnie podoba to może zacznę pisać nowe opowiadanie ;)
Oczywiście po skończeniu tego ;]
Soł...
Miłego czytania :3

Pierwsze pociągnięcie - za każdą wylaną przez nich łzę.
Drugie - za każde kłamstwo, któremu chciałabym nadać miano prawdy.
Trzecia kreska - za to, że mimo tego, to tak cholernie boli. Oszukiwanie siebie…
Czwarta kreska - za to, że ten ból jest tylko w mojej głowie.
Piąta kreska – ONI na mnie patrzą.
Szósta kreska - ich spojrzenia przeszywają mnie na wylot.
Siódma kreska - mam wrażenie, że ich wzrok boli, że rani mnie jak tysiące malutkich noży.
Ósma kreska -  potrafię odczytać z ich oczu co myślą.
Dziewiąta kreska - obrzydzenie...  odrazę… To widzę. Brzydzą się mnie  Nie rozumieją mnie bo nie jestem taka sama jak ONI.
Czują to do mnie bo mam inny problem niż ONI
NIE! – krzyczy moja podświadomość i ma rację. Problem jest ten sam tylko JA rozwiązuję go inaczej…
Bo ja TO robię inaczej
I kolejne kreski...
I kolejne pociągnięcia...
I kolejne rysy...
I w końcu TO ciało wygląda jak resztki mojej żałosnej duszy.
I w końcu czuję się jakbym była pełna, cała, bez ubytków...
Patrzę na moje dzieło z uśmiechem, świadoma, że większość żadne z ludzi w tym budynku nigdy mnie nie zrozumie, zawsze mając mnie za dziwaka, odstępstwo od normy.
Jestem sama ze swoim problemem... ze swoją chorobą?
Tak… Chyba to mogę nazwać chorobą, a jeszcze lepiej- chorym uzależnieniem.
Czasami się zastanawiam jak ludzie mnie kwalifikują gdy ja sama nie wiem czy moja choroba mój problem leży na podłożu psychicznym czy fizycznym.
Sama.
Jak zawsze zresztą.
Jestem sama w swoim odosobnieniu.
Jedynie przeszłość czasami wpada do mnie i drwi z popełnionych błędów popijając ze mną moją ukochaną karmelową herbatę zaprawioną odrobiną goryczy.
Zdarza mi się też odbywać długie telefoniczne rozmowy z żalem, który, swoją drogą, odwiedza mnie bardzo rzadko i ciągle narzeka na przeszłość więc, chcąc nie chcąc, nigdy nie mogłam poszerzyć mojego grona odwiedzjących do trzech.
O!
Zapomniałabym o sumieniu.
Ten towarzysz nigdy nie pokazał mi się na oczy i nie wiem jak wygląda, ale mimo to, albo właśnie dlatego, jest najgorszy.
Zawsze przychodzi w nocy.
W dzień mogłabym znaleźć sobie jakieś zajęcie aby zagłuszyć jego jęki, ale w nocy…
W nocy zamykają mnie w moim TYM pokoju, chociaż nie wiem po co.
Wystarczy to, że mam w głowie taki wielki zamek z masa zabezpieczeń i alarmów.
I tak nie udałoby mi się uciec.
Ale oni o tym zamku nie wiedzą i chyba się boją zostawiać mi otwarte drzwi zapraszające do ucieczki.
I tak bym tego nie zrobiła.
Zresztą sumienie by mi nie pozwoliło.
A wracając do sumienia; jak mówiłam – w dzień mogłam zagłuszyć jego jęki, ale nie wtedy gdy mnie zamykają w tym pokoju.
Nie ma tu nic aby zagłuszyć uciążliwe zrzędzenie sumienia
Nigdy go nie wiedziałam ale słyszałam jego głos.
Też wypomina mi błędy przeszłości, przez co zaczynam podejrzewać, że jest w jakiejś zmowie z przeszłością.
Na tą myśl pozwalam jednej łzie spłynąć po moim bladym i zimnym jak marmur policzku.
Szybko potrząsam głową i kieruję swoje spojrzenie na okno przesłonione kratami.
Jest ono przy samym suficie i zastanawiam się dlaczego je też zabezpieczyli.
Przecież mam ledwo 160 cm wzrostu.
I wtedy do głowy wpada mi pomysł, że jestem tak niebezpieczna, że muszą zastosować wszelkie możliwe środki bezpieczeństwa.
I to dziwne, bo przez chwilę czuję coś na rodzaj dumy.
Słońce zachodzi a ja czekam aż ktoś przyjdzie zamknąć drzwi do mojego pokoju mojej celi.
Czekam.
Zaczynam się niecierpliwić.
Zaczynam się denerwować.
Czuję, że trzęsą mi się ręce.
Mój oddech staje się szybki… zbyt szybki.
Próbuję wstać i podejść do TEGO ale już wiem, że tym razem zrobiłam to zbyt późno i nie panuję już nad moimi kolanami, które są jak z waty.
Upadam na zimną podłogę i obijam sobie stawy.
Próbuję jakoś podciągnąć się rękami i sięgnąć.
Już prawie tego dotykam, ale staram się powstrzymać i uspokoić bez TEGO.
Przecież nie mogę za każdym razem gdy dostanę ataku sięgać po TO.
A gdy już mnie wypuszczą  jeżeli mnie wypuszczą i to zacznie się w centrum handlowym?
Nie mogę za każdym razem wyciągać mojej przyjaciółki i robić TEGO publicznie.
Bo w toalecie czy jakimś schowku się nie schowam.
Zanim zdążę tam dotrzeć moje kolana zyskają własną wolę i nic już nie zrobię.
Uda mi się. Uda mi się, Uda mi się. – powtarzam w głowie jak mantrę i wydaje mi się, że jest lepiej kiedy słyszę w swojej głowie TEN głos i wiem, że dzieje się coś dziwnego. Nie słyszę go, jak zwykle, w swojej głowie.
Odwracam się gwałtownie i patrzę na solidne metalowe drzwi.
To zza nich dobiega TEN głos.
Niepewnym krokiem zmierzam ku nim i już sięgam do klamki i już jestem pewna, że będą zablokowane, ale co mi szkodzi spróbować?
Naciskam na nie delikatnie i, o dziwo, ustępują.
Chcę je otworzyć kiedy ktoś otwiera je za mnie.
Cofam się przerażona, lecz uspakajam się kiedy już rozumiem, że ktoś otworzył je z zewnątrz.
Mój spokój jednak nie trwa długo gdy uświadamiam sobie, że oprócz dyrektora tej placówki tego więzienia w progu stoi młody, bo na oko w moim wieku, chłopak.
Wtedy odzywa się dyrektor swoim miłym dla ucha, aksamitnym barytonem, tak bardzo kontrastującym z jego okrutną i sarkastyczną naturą:
- Witaj Melody – wita się z wielką radością, jakby miał dla mnie miłą wiadomość jakby zaraz miał obwieścić mi wyrok śmierci – Ze względu na Twoje bardzo dobre sprawowanie ostatnimi czasy i poprawiające się zdrowie psychiczne Ze względu na to, że chyba wracasz do zdrowa psychicznego co nam nie na rękę gdyż wolimy Cię dobić przydzieliliśmy Ci współlokatora współwięźnia.
Wtedy zza mroku korytarza wyłoniła się tajemnicza postać odsłaniając swoje odbicie.
-Oto Melody Justice. Melody poznaj naszego nowego podopiecznego nasze nowe zwierzątko ,które należy wytresować. Młody człowieku wraku człowieka może przedstawisz się Melody.
Widziałam wyraźnie jak chłopak nerwowo przełyka ślinę zanim się odzywa.

-Styles… Nazywam się Harry Styles.
Po tych słowach usłyszeliśmy tylko zatrzaskiwanie się drzwi i przekręcanie zamka w drzwiach.
Zapanowała chwila ciszy którą przerwał mój głos, którego nie używałam już od bardzo dawna.
-Więc Harry... Witamy w piekle.

~*~*~
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i mam prośbę..
Każdy kto przeczyta to coś powyżej niech skomentuje...
Chce wiedzieć kto czyta a ilu ludzi wchodzi przypadkowo na mój blog ;]

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział XXIX


Wow...

Już niedługo 30 rozdział :)
A wraz z nim...

Coś nowego ;)
W każdym razie dedykacją dla Majki Horan i Belli Love 
LOVE YOU <3
I zapraszam na rozdział ;)
~*~*~


Nasze ciała splotły się ze sobą a my rozpoczęliśmy walkę o dominację.
Każde z nas chciało przejąć jak najwięcej bólu od tej drugiej osoby...
A łzy po naszych policzkach płynęły i łączyły się jedność splatając nas swym losem...
Łączyliśmy się we wspomnieniach.
W ich bólu... Chcieliśmy sobie przekazać jak bardzo cierpieliśmy i jak bardzo teraz potrzebujemy siebie na wzajem.
Kiedy wreszcie się od siebie odkleiliśmy posłałam mu uśmiech który zaraz odwzajemnił, lecz nie na długo.
Harry zamyślił się na chwilę, podniósł rękę wyciągając mały palec i zapytał:
-Przyjaciele? - za co zaśmiałam się cicho lecz widząc jego poważną minę i niepewność w oczach wyprostowałam się i wyciągnęłam swój mały palec, szepcząc:- Przyjaciele...
Znowu spletliśmy się w niedźwiedzim uścisku lżejsi na sumieniu i świadomi, że mamy dla kogo walczyć...
-Ja mam dla kogo walczyć - powiedziałam w myślach.
-Tak... Masz dla kogo walczyć i wygrasz. - odpowiedział szczęśliwy loczek.
-Spojrzałam spanikowana na Harrego uświadamiając sobie, że powiedziałam tamte słowa na głos.
Spuściłam głowę i powiedziałam cicho:
-Dziękuję - podniosłam głowę i spojrzałam na jego malujące się na twarzy zdziwienie - za przyjaźń...
Wtedy Hazzza uśmiechną się ze zrozumieniem i powtórzył:
-Za przyjaźń...
Odsunęłam się delikatnie od chłopaka i powiedziałam:
-Muszę iść.
Nagle w jego oczach zapanowała panika
-Ale jak? Prze-przecież dopiero co przyszłaś.- zaczął się jąkać.
-Harry - powiedziałam spokojnie... - muszę... Nie mam zbyt wiele czasu. Chciałabym odwiedzić dzisiejszej nocy każdego z was a naprawdę mam niewiele czasu. Jutro... Jutro w dzień będziecie w domu? - zapytałam nieśmiało
-Tak - odpowiedział bez zastanowienia Harry - odwiedzisz nas?- zapytał nagle ożywiony na co zaśmiałam się gorzko...
-Nie mogę... nie wiem czy potrafię. Eh... Harry - spojrzałam na jego zielone oczy i powiedziałam - ja jestem duszą... Moje ciało leży w szpitalu. Nie wiem czy potrafię, ale kiedy będziecie w salonie wszyscy razem wtedy ja też tam będę. Jeżeli zobaczysz jakiś znak powiedz im aby zaczęli o mnie myśleć. Intensywnie. Cokolwiek... Jakiekolwiek wspomnienie ze mną związane niech zaprzątnie im umysł...
Postaram się wtedy ożywić postać w waszych wspomnieniach i ukazać się... w jakiejś postaci....
Zapewne nie będziecie mnie mogli dotknąć - przerwałam na chwilę - ale... ale postaram się abyście mnie zobaczyli i usłyszeli. A teraz - pokazałam w stronę drzew z których przyszłam - czas na mnie...
I nie czekając na odpowiedź pobiegłam w tamtą stronę...

 ~*~*~

Zaczerpnęłam głęboko powietrza znowu doznając tego nieprzyjemnego uczucia.
Nie zastanawiając się za długo ruszyłam do kolejnych drzwi z nową nadzieją i moim osobistym słońcem w postaci nowego przyjaciela.
Przyjaciel...
Brzmi nieźle, prawda?
Kiedy tylko zobaczyłam kolejne drzwi moje serce zamarło na chwilę aby zaraz potem zacząć bić tak jakby chciało się wyrwać z mojej piersi.
Drzwi były zapełnione portretami.
Zobaczyłam całe one Direction, Danielle, Eleanor, Perrie i...
mnie?
Zdziwiona przyglądałam się drzwiom na którym pozostało jeszcze trochę wolnego miejsca, ale nie ważne.
Ważne było to, że widziałam tam siebie.
I jestem pewna, że nie narysował mnie na tych drzwiach wczoraj.
Aby się upewnić przejechałam dłonią po karykaturze mojej osoby i już byłam pewna.
Farba będąc w takim  stanie musi mieć co najmniej pół roku.
I zanim coś zrozumiałam moja podświadomość była już tego pewna.
Pamiętał o mnie... 
Poczułam ciepło w okolicy serca i bez wahania otworzyłam drzwi do kolejnej sypialni.
Widok jaki zobaczyłam totalnie mnie...
Rozczulił?
Wzruszył?
Tak... To chyba odpowiednie słowa, choć nie łatwo przechodzą mi one przez myśl.
Jeszcze kilka miesięcy temu na takie słowa jak te pewnie udałabym odruch wymiotny i zaczęłabym się śmiać.
Zmieniłam się tak bardzo...
Na dużym łóżku leżała dwójka młodych ludzi.
Dziewczyna swoją głowę miała ułożoną na piersi mulata a jej blond włosy leżały na niej porozrzucane.
Natomiast ręka chłopaka była w nie wpleciona a druga dłoń leżała na twarzy dziewczyny, która się w nią wtulała.
Starałam się jak najbardziej aby obraz ten utkwił mi w pamięci i z postanowieniem uwiecznienia tego obrazku na płótnie ruszyłam w stronę łóżka na której leżała Perrie.
Chwilę później znowu poczułam to nieprzyjemnie uczucie i otworzyłam oczy w zupełnie nowej rzeczywistości.
Znajdowałam się w... jakimś magazynie?
Tak. Chyba tak...
Rozejrzałam się dookoła ale wszystko wydawało się być w porządku.
Kiedy mrugnęłam kolejny raz, zamiast zobaczyć ego co poprzednio byłam w sterylnie białym pomieszczeniu od którego aż raziły oczy.
Stałam jakby na środku sali a dookoła mnie było ustawione dziewięć foteli, które wyglądem przypominały mi te na jakich zmuszana byłam siedzieć będąc w gabinecie u dentysty.
Za kolejnym mrugnięciem fotele nie były już puste.
Siedzieli na nich kolejno. Zayn, Niall, Louis, Harry, Liam, Eleanor, Danielle, ja...
ZARAZ! CZEKAJ!
Ja?
Spojrzałam na dziewczynę siedząca na ósmym fotelu i szybko uniosłam swoją rękę do ust na co ona powtórzyła mój ruch.
To było dziwne.
Jednak najbardziej zdziwił mnie fakt, że w ostatnim fotelu, który po następnym mrugnięciu był już kołyską, leżał śliczny noworodek.
Był on przepiękny...
Oczy miało o kolorze ciepłej czekolady, natomiast loki dziecka były prawie białe.
Dziwne połączenie, co?
Tak... Ale nie wspomniałam o karnacji niemowlaka.
Na złość skóra dziecka nie była ani ciemna, tak aby dopasować się do ciemnych oczu, ani lada, ta aby dopasować się do jasnych blond kosmyków.
Było to jakby zmieszanie obu fragmentów i powstała karnacja będąca idealnym połączeniem tak różnych cech dziecka.
Może gdy to słyszycie obraz dziecka wydaje się wam dziwny ale widzą je, tak jak ja, od razu byście się w nim zakochali.
Urzeczona ruszyłam w stronę dziecka kiedy zderzyłam się z jakąś niewidzialną barierą.
Dziecko jak na zawołanie zaczęło przeraźliwie płakać.
Zaraz za nim jak na komendę wszyscy inni zaczęli wyć z bólu i wić się na wszystkie strony tego świata \, trwając w agonii.
Rzuciłam się jeszcze raz na ścianę co nie poskutkowało, ale to się nie liczyło.
Uderzyłam jeszcze raz...
I jeszcze...
I jeszcze...
I jeszcze...
I jeszcze...
I jeszcze...
I już przymierzałam się do kolejnego uderzenia, kiedy poczułam na ramieniu dłoń i usłyszałam pełen smutku i goryczy głos.
-Zostaw... To nic nie da. - na te słowa odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam twarz Perrie.
-A...ale -zaczęłam się jąkać rozgorączkowana, ale zaraz odzyskałam rezon -Ale oni cierpią! Musimy im pomóc! Musi...
-Nie możemy im pomóc - powiedziała jakby ze znużeniem w głosie dziewczyna, chociaż widziałam jak wręcz emanuje przez nią ból- Próbuje za każdym razem, lecz i to tak nic nie daje...
Zapadła chwila ciszy, którą przerwałam:
-Dlaczego tutaj? Dlaczego widzimy akurat to? Dlaczego śni się Ci właśnie to? - zapytałam na jednym wydechu.
-To co właśnie widzisz to... To mój największy strach - powiedziała na co spojrzałam na nią dziwnie - Najbardziej boję się, że nie będę w stanie pomóc moim przyjaciołom, kiedy oni będą mnie potrzebować - skończyła na co ja spojrzałam na nią ponownie, tyle, że tym razem ze zrozumieniem. Lecz kiedy przypomniałam sobie pewien fakt zapytałam szybko nie siląc się na uprzejmość czy taktowność;
-Dlaczego ja? - byłam pewna, że jeżeli teraz nie zapytam to teraz się na to nie zdobędę -Dlaczego ja tam też leże? - na moje słowa dziewczyna uśmiechnęła się do mnie lekko, czego nie dało się nie odwzajemnić i powiedziała:
-Może i nie znam Cię zbyt długo, ale czuję, że już będziesz dla mnie ważna. - powiedziała wprowadzając mnie w stan osłupienia - Poza tym - kontynuowała - sprawiasz, że Zayn jest szczęśliwy, a jeżeli on jest to a też,
Uśmiechnęłam się na jej sowa i zanim zdążyłam pomyśleć moje usta wylały z siebie słowa:
-Zayn jest szczęściarzem, że ma taką dziewczynę jak ty. -powiedziałam na co dziewczyna nagle spochmurniała.
-Ej... Co jest? - zapytałam niepewnie na co ona westchnęła i podniosła wzrok.
-Pewnie... Pewnie zdziwiłaś się widokiem tamtego dziecka. - powiedziała i wskazała je ręką na co ja kiwnęłam głową. -Otóż... Ja... Zayn... My...  - zaczęła się jąkać na co ja położyłam jej dłoń na ramieniu o sprawiło, że się trochę odprężyła i podniosła wzrok, który co chwile opuszcza. Wzięła głęboki oddech i powiedziała:
-Jestem w ciąży.

~*~*~
No hej :)
Wybaczcie, że na rozdział czekaliście tak długo, no ale kilka dni temu zmarła moja prababcia z którą, pomimo jej już podeszłego wieku, byłam naprawdę mocno związana.
Dzisiaj był pogrzeb.
Podczas drogi w jedną stroną zamyślałam się nad tym wszystkim jednak wracając postanowiłam się ogarnąć i napisać rozdział, jakikolwiek by on nie był i przez 4 godziny drogi powrotnej pisałam ten rozdział i szczerze mówiąc nie wiem czy był to dobry pomysł  bo mam wrażenie, że go zjebałam ;-;
I'm so sorry...
I chyba serio się pogarszam bo komentarzy coraz mniej ;(
Nie wiem co zrobić...
Jeżeli czytacie tą notką to proszę, napiszcie co powinnam zmienić w moim stylu pisania.
To wyjdzie tylko na dobre ;)
Chyba..
W każdym razie mam nadzieję, że tak bardzo się nie pogorszyłam ._.

Love you <3

środa, 16 lipca 2014

Rozdział XXVIII

Zabiję bloggera!!!
>.<
JA DODAŁAM TEN ROZDZIAŁ WCZORAJ!!!
Przynajmniej tak mi się wydawało, a tu co?
A tu dupa -.-
Rozdziału nima ;-;
Wybaczcie i mnie i bloggerowi :o
A teraz zapraszam na rozdział ;)
Z dedykacją dla ann horan ;D

~*~*~

Otworzyłam szeroko oczy budząc się z odrętwienia, rozpostarłam szeroko palce otrząsając się z szoku przebudzenia, zaczerpnęłam głęboko powietrza próbując stanąć na własne nogi i gwałtownie je wypuściłam, kiedy te ugięły się pod moim własnym ciężarem.
Dotknęłam opuszkami palców pięt u swoich stóp oczekując kolejnej dawki niezbędnego w każdym życiu bólu, dostając w zamian miłe rozczarowanie.
Starałam się podnieść po raz kolejny, po raz kolejny oczekując upadku i po raz kolejny doznając rozczarowania.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu czegoś wartościowego oprócz miłości tych dwojga, jednak nie zauważając niczego innego wartego uwagi odwróciłam się i odeszłam, świadoma tego, że moja obecność, jak zazwyczaj, jest zbędna.
Pozostawiając za sobą drzwi do pokoju zakochanych ruszyłam do kolejnego.
Stojąc przed kolejnymi drzwiami zastanawiałam się czy ta osoba jest taka monotonna, nieciekawa, że nic jej nie charakteryzuje czy po prostu woli prostotę.
A może problem tkwi w tym, że nie potrafi zdecydować co go charakteryzuje?
Jeżeli tak to jest to smutne, że nie zna samego siebie.
Drzwi były puste i białe.
Takie czyste...
Z dziwnym uczuciem niepokoju ruszyłam do pokoju mojej kolejnej "ofiary"...
-Harry - usłyszałam wręcz dziecięcy szept w mojej głowie.
Spojrzałam na jego twarz utrwaloną w barwach spokoju i wytchnienia.
-Harry... - kolejne westchnienie mimowolnie wydostało się spod moich zaciśniętych warg.
Twarz.
Ta twarz.
Taka niewinna.
Twarz d-z-i-e-c-k-a.
Twarz Harrego.
Oczy skryte pod powiekami widzące świat tak niewinnie.
Widzące świat z prostotą dziecka.
Oczy, które chcą  widzieć świat we właśnie taki sposób.
NIEWINNY
Pojedynczy, urywany śmiech.
Śmiech skrzywdzonego dziecka.
Śmiech bez r-a-d-o-ś-c-i.
Jak płacz bez ł-e-z.
Jak rodzina bez światła...
Bez d-z-i-e-c-k-a...
Oczy...
Otworzyłam oczy w nowej rzeczywistości.
Widzieć świat oczami kogoś innego.
Stałam w parku.
Rozejrzałam się.
Nie zobaczyłam żadnej żywej duszy prawie w całym parku.
Tak zimno...
Żadna ludzka duszyczka nie ogrzewała swą radością i miłością miejsca w którym byłam.
Nigdzie, tylko tam...
Kilkanaście metrów za mną widać było skupisko ludzi.
A właściwie to dzieci.
Plac zabaw?
Podeszłam wolnym krokiem chcąc poczuć radość i zachwyt  płynący z serc dzieci.
Oczekiwałam nowej nadziei...
Chciałam ją znaleźć w oczach nowego pokolenia.
Chciałam zatonąć w dźwięku radości; śmiechu dzieci dźwięcznym jak dzwoneczki drgające na wietrze.
Podeszłam i zatopiłam się w śmiechu szydzenia, raniącym jak dźwięk obijających się o siebie noży.
W ich oczach znalazłam wrogość i nieustępliwość.
Znalazłam wielki upór.
Cofnęłam się chwiejnym krokiem czując nienawiść i zepsucie bijące z serc stojących przede mną  dzieci.
Dzieci w których nie zakiełkowała nadzieja.
Tik... Tak...
Tik... Tak...
Tik... Tak...
Czas płynie.
Dzieci rosną.
Ciało dojrzewa.
Rysy stają się wyraziste.
Ostre...
Dusza staje się wyrazista.
Ostra.
A to co ostre zazwyczaj k-a-l-e-c-z-y... 
N-i-s-z-c-z-y...
I Zabija...
Sprawia ból...
Te dziecięce oczy.
Te oczy które powinny być przepełnione zachwytem dla świata są wypełnione zwróconą ku niemu pogardą.
Śmiech przepełniony winien być radością, czystą radością i szczęściem.
Tymczasem przepełniony jest triumfem, szczęściem i radością z czyjegoś bólu, nieszczęścia niepowodzenia.
Gorycz.
Gorzka żółć to to co poczułam.
Zawód?
Może trochę, lecz najbardziej pamiętam smutek i żal oraz to, że nie wiedziałam jak im zaradzić.
Moje oczy wędrowały z dziecka na dziecko.
Z ciała na ciało.
Z pustej duszy na kolejną pustą duszyczkę.
Z braku nadziei na...
Na nadzieję.
Pośród tego wszystkiego zobaczyłam chłopca.
Może dwunastoletniego?
Chłopca w którym zobaczyłam szczęście.
Siedział on pod bardzo wysokim i zapewne wiekowym już drzewem.
W rękach trzymał sfatygowany już zeszyt i pisał coś w nim co chwilę skreślając i zamazując.
W pewnym momencie zaśmiał się radośnie.
Nie gorzko.
Nie fałszywie.
Śmiał się szczęśliwie.
Chyba nie tylko ja to zauważyłam bo gdy tylko to zrobił podszedł do niego chłopak może o dwa,trzy lata starszy?
Obserwowałam z niepokojem jak starszy wyrwał młodszemu zeszyt i zaśmiał się szyderczo:
-Co Styles? Znowu piszesz jakieś gejowskie piosenki?
Na jego słowa moje serce zamarło.
-Harry- z  jego imieniem w ustach podbiegłam do starszego i wyciągnęłam rękę chcąc wyrwać mu zeszyt małego Hazzy.
Wyobraźcie sobie jak wielkie był mój zawód kiedy moja ręka przeszła przez papier jak powietrze.
Spojrzałam na swoje buty zawiedziona, że nie mogę mu pomóc.
W tym momencie odezwał się Harry:
-Tom... Oddaj mi ten zeszyt - odezwał się spokojnym głosem na co starszy chyba się zdenerwował bo zaczął czytać:
Let’s go crazy, crazy, crazy
Till we see the sun
I know we only met
But let’s pretend it’s love
And never never never stop for anyone
Tonight let’s get some
And live while we’re young
Whoohoo, Whooho
And live while we’re young
Whoohoo, Whooho
Tonight let’s get some
And live while we’re young*

-Hahahah - zewsząd rozchodziły się śmiechy dzieci czy to mniejszych czy większych a chłopiec?
Wyrwał Tomowi zeszyt z ręki i odbiegł.
Wtedy zapadła cisza.
Nie rozumiałam co się dzieje...
Dzieci rozmawiały, krzyczały, ale ja ich nie słyszałam.
Jakbym była w innym pomieszczeniu.
Za szybą...
Bez zastanowienia ruszyłam przed siebie, lecz po niespełna dwóch krokach odbiłam się od niewidzialnej szyby, bariery, która oddzielała mnie od reszty świata.
-Bella? - usłyszałam tę charakterystyczną chrypkę i zanim dobrze pomyślałam z moich ust wydobył się dźwięk:
-Harry!-po chwili już trwałam w jego ramionach -Harry...
Kiedy poczułam jego dłonie na moich plecach zrozumiałam co zrobiłam...
Przecież my się praktycznie nie znamy.
Wiedziałam to, ale gdy zobaczyłam to jak był traktowany coś drgnęło w moim sercu i...
Stało się...
Odsunełiśmy się od siebie.
Spojrzałam w jego oczy, były przepełnione smutkiem i już wiedziałam  i czułam, że on też to wiedział.
Byliśmy tacy sami.
Tak samo zostaliśmy zranieni.
Tak samo nie mieliśmy przyjaciela, kogoś na kim mogliśmy się oprzeć w złych chwilach.
Nasze twarze zaczęły się zbliżać do siebie, aż dzieliło nas już tylko kilka centymetrów...

~*~*~
*Tak...xD To było zmyślone do potrzeb opowiadania ;)
HEJ HEJ HEJ HEJ :)
Przepraszam, że tyle trzeba było czekać ale nie miałam pomysłu dopiero wczoraj na niego wpadłam i zaczęłam go realizować ;)
Soł...

Mam nadzieję, że się podobało ;)

piątek, 4 lipca 2014

Rozdzał XXVII i... Przeprosiny ;-;

O Jezuuu...
Tak was przepraszam ;-;
WSZYSTKICH!
Zawaliłam ale teraz się poprawię.
Na pewno ._.
Przepraszam czytelników ale przede wszystkim takie osoby jak:
Dominikę, Olę i  Malwinę z bloga http://normalnienienormalne99.blogspot.com/;
~ Pauka N. z bloga http://life-is-not-a-fairy-tale.blogspot.com/
~ Dziewczyny z bloga http://najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com/  (przepraszam, że nie wymieniam ale się nie mogę ogarnąć ile was tam jest i pod jakimi nazwami urzędujecie ;-;)
~ Dziewczyny z bloga http://londyyn.blogspot.com/ (taka sama sytuacja jak powyżej x.x)
~ Dziewczyny z bloga http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/ (to samo again ._.)
~ Alice z bloga http://alice--a.blog.pl/
Nom...
I przede wszystkim najbardziej przepraszam ann horan z bloga http://onedicectionforever.blogspot.com/


A na koniec najlepsze życzenia dla  FOREVERDIRECTIONERS <3, w dniu jej urodzin! 
KOCHANA
Życzę Ci wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń i przede wszystkim dużo dużo weny ^^
Ten rozdział jest specjalnie dedykowany Tobie *_*


Przepraszam, że tak długo nie komentowałam waszych rozdziałów ale postaram się jak najszybciej wszysto nadrobić :o
POSTARAM SIĘ JESZCZE DZISIAJ!
Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że wybaczycie ;-;

Nom...
Zapraszam na rozdział ;)


~*~*~


„To moja podświadomość…
Moja iluzja
I to ja tu jestem niezwyciężona
To gra na moim terenie
Z moimi zasadami
To moja gra
I to ja tu będę zwycięzcą…”

Upadłam na kolana.
Poczułam się taka wyzwolona.
Taka WOLNA
Taka nieidealna…
Rozejrzałam się.
Szkło…
Lustro zamieniło się w szkło?
Sięgnęłam po jeden odłamek z ciekawością. Zanim spojrzałam na odłamek zwarzyłam go w dłoni kilka razy obracając nim. Następnie podniosłam go na wysokość oczu…
Tym razem zobaczyłam w nich moje tęczówki.
Odskoczyłam jak poparzona bojąc się czegoś co trzymam we własnej dłoni.
Roześmiałam się gorzko.
Ucieczka przed własnym odbiciem…
Smutno jest bać się kogoś kim się było, nieznośny jest strach przed tym kim się jest, lecz najgorsza jest obawa przed osobą którą stać się można...
Jeszcze raz podniosłam dłoń na wysokość oczu uprzednio obracając w niej odłamek.
Tak jak przypuszczałam ujrzałam szkło.
Lustro weneckie – podpowiedziała mi podświadomość
Zrezygnowana opuściłam rękę a fragment lustra wyślizgną mi się z palców rozbijając się na kolejne tysiąc części.
Dopiero teraz rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym stałam.
Było ono przeraźliwie białe.
Jedynym kolorem jaki wyróżniał się spośród śnieżno-bladej scenerii była czerwień…
Krwistoczerwony kolor rozlewał się po podłodze za mną.
Spojrzałam na własne stopy.
Nawet nie czułam tego, że je okaleczam.
Stałam się mechaniczna…
Nie czułam bólu, więc nie poświęciłam moim stopom zbyt wiele uwagi.
Podniosłam wzrok a przede mną nagle wyrosła jakaś postać.
Stała ona przy samej ścianie opierając swoje ciało o drążek z niej wystający, którego swoją droga wcześniej tam nie było.

Dziewczyna nie wiedziała o mojej obecności, wyczułam to.
Uparcie powtarzała ułożenia ciała, chociaż widać było ,że ma wyćwiczone wszystko do perfekcji.
Kiedy zaczęła ćwiczyć kolejną pozycję obróciła się tak, że przed oczami mignęła mi jej twarz.
-Danielle? – zapytałam zdziwiona za co po chwili miałam ochotę strzelić sobie przez łeb.
Przecież to w jej podświadomości jesteś...
Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi.
-Danielle? – powtórzyłam tym razem głośniej.
Dziewczyna odwróciła się szybko w moją stronę.
Gdy tylko mnie zobaczyła spięła się i stanęła jeszcze prościej i sztywniej jak stała choć myślałam, że to niemożliwe.
W jej oczach widziałam panikę.
-Bella?! –pisnęła – Co ty tutaj robisz? Ja… jak? –stałam tak nie wiedząc co powiedzieć a jej oczy wychodziły już z orbit.
Po chwili wyszeptałam niepewna
-Yyy… Odwiedzam Cię? – w moich ustach stwierdzenie to zabrzmiało bardziej jak pytanie więc zaraz się zreflektowałam -Odwiedzam Cię w Twoim śnie. – powiedziałam już pewniej.
-Ale… ale jak? – zapytała w dalszym ciągu zszokowana – Przecież… Szpital… Ty...Wypadek… J-jak? – zaczęła się jąkać. Wyczułam, że jest przerażona chociaż po jej minie nie trudno było zgadnąć.
-Po prostu… Ty śpisz, ja w pewnym sensie też śpię. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Po prostu jestem, ale nie na długo. Mam nie wiele czasu. Coś około dwudziestu godzin…
Gdy to powiedziałam rozbrzmiała cisza a ja trwałam razem z nią oczekując na jakąś reakcję Danielle.
Kiedy myślałam ,że już nic z tego nie będzie jej oczy zaczęły się uspokajać….
Szklić…
Po chwili na jej policzkach zobaczyłam słone krople niedowierzania, bólu, żalu, ulgi?
W tamtym momencie nie wiedziałam co one wyrażają.
Spojrzałam na podłogę.
Drobne kawałki szkła jak łzy lały się po białej podłodze pozostawiając w niej niewidoczne dla oka rysy…
Rysy, których nie miał ujrzeć świat.
Podniosłam oczy na Danielle i skrzywiłam się.
Po jej polikach dalej spływały łzy tworząc na nich niemą ścieżkę rozpaczy, zostawiając blizny na duszy.
Kolejna łza…
Kolejne cięcie…
Kolejna rana…
Kolejna blizna…
Kolejne wspomnienie…
Kolejna klatka w umyśle...
Kolejne własne ograniczenie...
Nie zważając na szkło otaczające mnie rzuciłam się biegiem w stronę przyjaciółki.
Żaden ból nie mógł się równać sile ulgi jaką poczułam trzymając ją w ramionach.
Taka krucha.
Taka delikatna.
Jedyne czego chciałam w tamtym momencie to móc ochronić ją przed złem tego świata. 
Była dla mnie jak siostra. 
Ukryłam ją w moich ramionach szczelnie otaczając miłością, tak aby nic złego nie mogło się między nas przecisnąć.
Tak…
Chyba tego trzeba było nam obu. Odrobiny miłości, zrozumienia, aprobaty.
Jednego grama nadziei.
Tylko tyle… 

Trzymałam ją w objęciach aż się uspokoiła. 
Gdy tak się stało odsunęłyśmy się od siebie.
Dopiero gdy to zrobiłyśmy zobaczyłam jak ona wygląda.
Dziewczyna wyglądała jakby nie jadła od miesięcy. 
Sama skóra i kości. Kiedy tak mierzyłam ją wzrokiem ona bez słowa wróciła do drążka i kontynuowała ćwiczenia.
Powędrowałam za nią wzrokiem zdziwiona, że moja obecność nie wywarła żadnych zmian w jej zachowaniu.
Przyglądałam jej się przez jakiś czas a potem powiedziałam czy raczej zapytałam:
-Dlaczego cały czas ćwiczysz?
-Bo robię to źle. – odpowiedziała – Muszę opracować wszystko do perfekcji.
Spojrzałam na nią spod byka.
- Przecież masz to opracowane do perfekcji! – powiedziałam głośniej niż zamierzałam na co Danielle się wzdrygnęła.
Gwałtownie potrząsnęła głową i wyszeptała:
-Nie prawda... Nie prawda. Jestem słaba. Muszę być idealna. Muszę… Muszę…
-Musisz? – zapytałam wątpliwie – Dlaczego? Przecież nikt nie jest idealny. Ale jesteś piękna, mądra, utalentowana… O co ci chodzi?
- Jestem dobra ale nie wystarczająco. Dla niego nie… - zaszlochała cichutko.
-Dla kogo? Dla kogo starasz się dopiąć niemożliwego? Dla kogo się tak katujesz?- zapytałam rozjuszona, że ktoś nie akceptuje Danielle taką jaka jest -Dla kogo?
Zapadła nerwowa cisza którą przerwał jej cichy szept.
-Liam…
Kiedy usłyszałam to imię zamarłam. Chyba nigdy w życiu nie byłam aż tak zaso koczona.
- Liam? - wyszeptałam nie chcąc powiedzieć czegoś co ją zrani - Przecież.. Przecież to Liam. Nie wierzę, że to on Ci coś takiego powiedział. Przecież on Cię tak kocha. - przerwałam na chwile i odetchnęłam głęboko -Nie... Liam by Ci w życiu czegoś takiego nie powiedział!
Patrzyłam w te pełne żalu, bólu, tęsknoty czekoladowe oczy oczekując na odpowiedź.
-N-no może i o-on mi tego n-nie powiedzia-dział, ale p-przecież to jest o-oczywiste. - wyjąkała więc złapałam ją za ręce i spojrzałam prosto w oczy.
-Uspokój się - wyszeptałam -Wdech i wydech...
Poczekałam aż dziewczyna się uspokoi a wtedy odsunęłam się od niej i powiedziałam niezbyt chętnie świadoma, że to sprawia jej ból:
-Kontynuuj...
Tym razem już spokojna Danielle powiedziała:
-On każdego dnia spotyka miliony fanek. To oczywiste, że go kochają, przecież to ich idol - zaśmiała się gorzko -Nigdy nie byłam o nie zazdrosne, uważałam, że są uroczę i w sumie dalej uważam, że większość z nich taka jest. A-ale... - pociągnęła nosem -one stały się coraz bardziej odważne; nawet w mojej obecności rzucały się żeby go pocałować, prosiły o autografy na dekolcie. To jeszcze bym przeżyła, ale większość z tych co się na to zdobywały szeptały mu coś do ucha a ja zawsze stałam wystarczająco blisko aby to usłyszeć... - Powiedziała Danielle a potem wzięła głęboki oddech pewnie próbując się uspokoić po czym mówiła dalej -I-I zawsze mówiły mu o mnie... Że pewnie jestem beznadziejna, że one są ode mnie zdolniejsze, piękniejsze, szczuplejsze, bardziej IDEALNE... - Danielle wybuchnęła płaczem a ja przytuliłam ją do siebie i jakimś sposobem chwilę później obie siedziałyśmy na podłodze. Kiedy tancerka się uspokoiła zaczęła mówić dalej - A-a on? Liam nigdy... NIGDY nie zaprzeczył. Zawsze odszeptywał im coś na ucho. Po czym one się rumieniły a on uśmiechał delikatnie. -zaszlochała dziewczyna w moje ramię -Ja-ja muszę stać się lepsza. Muszę być idealna inaczej on mnie zostawi...- powiedziała dziewczyna już szepcząc.
-Nie- tym razem odezwałam się ja- to nie prawda!  Danielle... Przecież ty jesteś cudowna, piękna, masz genialną figurę a Twój talent nie podlega wątpliwości. JESTEŚ WSPANIAŁA! I nie mam pojęcia dlaczego Liam to robi, ale może źle to odbierasz? - spojrzała teraz na mnie podejrzliwie a ja kontynuowałam -Może on mówi im, że to nie prawda a on kocha Cię nad życie. A one? Są o Ciebie zazdrosne i może się rumienią bo jest im głupio? Nie wiesz tego... A poza tym nie wierzę żeby Liam mógłby coś takiego zrobić. On kocha Cię taką jaka jesteś! Jesteś dla niego wspaniała.
-Tak! - nieoczekiwanie przerwała mi Danielle -może i jestem dla niego wspaniała ale nie jestem wystarczająco dobra... Nie jestem IDEALNA! - Wypowiedziała rozgorączkowana tancerka i chyba miała zamiar dalej panikować, ale ja złapałam ją za ręce i zaczęłam mówić a raczej szeptać:
-Tak łatwo coś uszkodzić...
Tak łatwo coś uszkodzić nie zauważając tego.
Nie zauważając bólu innych.
Tak łatwo stać się mechanizmem.
Robić coś – nie myśląc
Niszczyć – nie czując
Zbijać – nie parząc
Tak łatwo zostać mordercą
Wystarczy się wyłączyć.
Wystarczy stać się IDEALNYM.
Wystarczy stać się mechanicznym.
A więc i ty? -spojrzałam w jej czekoladowe tęczówki- Ty także chcesz zostać mechaniczną księżniczką?
Ideałem pełnym wad?
Maszyną bez uczuć?
Szkieletem bez kręgosłupa?
Chcesz być potworem?
Dążysz do ideału? Do perfekcji?
Ale do czyjego ideału?
Bo na pewno nie ludzi.-westchnęłam.
Dążysz do ideału maszyn.
Dlaczego?
Dlaczego to robisz?
Tak jest łatwiej?
Skoro ideał jest mechanizmem to mój jest zepsuty.
Jestem osobą pewną wad i niedoskonałości, ale to właśnie to sprawia, że jestem osobą.
Tylko maszyny są idealne, tylko one wyglądają tak jak sobie to wymarzymy i robią to co chcemy.
One nie mają woli.
Nie wiedzą jak to jest czuć. One nigdy tego nie doznają.
A ty Danielle? 
Ty nie jesteś wystarczająca dla siebie i względem samej sobie bo to ty stawiasz sobie poprzeczki i wymagania.
A według mnie wobec innych ludzi jesteś cudowną OSOBĄ. 
I nie chcę żebyś się zmieniała.
NIKT tego nie chce...
Tylko musisz to zrozumieć.- skończyłam i uśmiechnęłam się do niej po czym odwróciłam się wzięłam odłamek lustra weneckiego i zniknęłam pozostawiają jej echo moich słów i czas na ich przemyślenie.

~*~*~
:)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał a kolejny pojawi się niedługo *_*

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział XXVI cz.3

Przepraszam...
Znowu zawiodłam.
Wiem...
Wiem jestem okropna i strasznie przepraszam, ale przez ostatni czas nie mam weny ani zdrowia do niczego 
;-;
Mam ospę -.-
Wiem  -  nic mnie nie tłumaczy...
Nie ważne...
:|
Nom...
Ale łapcie rozdział ;)

~*~*~

Na jego słowa moje serce zamarło a ja nie mogłam złapać oddechu...
Cały pokój zawirował a mi zrobiło się ciemno przed oczami...

 To ja próbowałem Cię zabić!!!
To ja próbowałem Cię zabić!!!
To ja próbowałem Cię zabić!!!
To ja próbowałem Cię zabić!!!
To ja próbowałem Cię zabić!!!
To ja próbowałem Cię zabić!!!

Te słowa jak echo błąkały się po zakamarkach mojego umysłu.
On chciał mnie zabić…

Zabić…
Zabić…
Zabić…
Zabić…
Zabić…
Zabić…

Dopiero kiedy poczułam bolesne pieczenie w płucach zrozumiałam, że wstrzymuje oddech.
Dopiero kiedy spojrzałam Liamowi w oczy zrozumiałam w pełni znaczenie tych słów.
Oboje staliśmy w milczeniu wpatrując się w swoje tęczówki
Oboje widzieliśmy coś w oczach drugiego.
Ból…
Złość na samego siebie…
Nienawiść do samego siebie…
I Nadzieję, że to iluzja…
Oboje czuliśmy to samo.
Oboje w tym samym momencie przymknęliśmy oczy.
I obojgu z nas w tym samym momencie po policzkach pociekły łzy.

Łzo…
Kochanko nadziei
Zdradziłaś ją
Z bólem
Wina moja
Wina Twoja
Oczy nasze
Serce gaśnie
W piersi mej…
Oczy
To
Zbawienie łez
Jak brama do nieba
Przepuszczają do światła
I pozwalają ujrzeć nadzieję..
Łzy
Łzy to Krew
Krew
Krew nadziei
Nadziei co w każdym oku się tli
Nadziejo co krwawisz
Sama
Niewidoczna
Czemu Twej krwi nie widzi nikt?
Dlaczego chcesz samotnie cierpieć
Dlaczego chowasz swą krew i swój ból
Dlaczego nie pozwolisz
Nie pozwolisz
Nie pozwolisz
Aby ten ból stał się  i mój?
Nie pozwolisz bym był Twój.
A ja chcę zniknąć w tej nadziei
Nadziei
Chcę utoną w niej
Bo nie wierzę
Bo nie wierzę
Bo nie wierzę
Żeby serca to z lodu kuło się…

Nagle poczułam przeszywający ból w klatce piersiowej
Otworzyłam oczy
Ku mojemu zdziwieniu nie obudziłam się
Nie obudziłam się
Byłam na jawie
Byłam we śnie
Rozejrzałam się w poszukiwaniu Liama ale nigdzie go niebyło
Sala była pusta.
Jednak spostrzegłam pośród tej ciemności smugę światła wydobywającą się z drzwi naprzeciwko mnie.
Wstałam ostrożnie uważając aby nie stać się przyczyną żadnego dźwięku.
Uważając aby niczego nie zbudzić…
Zatrzymałam się nagle oszołomiona spoglądając na ręce…
Zachowuje się jak rozhisteryzowana – pomyślałam i ruszyłam w stronę drzwi już pewnym krokiem.
Jednak to co zobaczyłam sprawiło, że zatrzymałam się w półkroku.
-LIAM!!!- Z dzikim krzykiem na ustach ruszyłam w stronę bladego przyjaciela.
-Nie. Nie.Nie…- mruczałam pod nosem powstrzymując łzy – Ty nie możesz, Liam, nie… Coś ty do kurwy nędzy zrobił? – spojrzałam na pocięte nadgarstki nieprzytomnego przyjaciela i rozbite lustro roztrzaskane obok…
- Przepraszam- usłyszałam jego melodyjny głos i uniosłam głowę.
-Żyjesz – westchnęłam szczęśliwa lecz nagle zrozumiałam coś.
Zrozumiałam, że jeżeli niczego nie zrobię jego tęczówki, już teraz wyblakłe, zgasną na zawsze i krzyknęłam
– Nie!!! Liam! Nie zamykaj oczu! – ujęłam jego podbródek – Spójrz a mnie! Spójrz! – krzyczałam -Patrz! Nie takie trudne!-  zaśmiałam się histerycznie kiedy jego oczy spotkały się z moimi.
-Przepraszam – usłyszałam ponownie – chciałam mu przerwać ale uciszył mnie delikatnym gestem dłoni – przepraszam, że chciałem Cię skrzywdzić. Przepraszam, że kiedykolwiek nawet o tym pomyślałem. Ja naprawdę tego nie chciałem. Wiem, że to nie jest usprawiedliwienie, ale bałem się. Po prostu się bałem. O siebie. O chłopaków. O Danielle i nasz związek. Po prostu się bałem, że przez Ciebie. Nie… Nie przez Ciebie, ale bałem się, że przez poczucie winy i te wszystkie sytuacje to wszystko pęknie jak bańka mydlana. I wtedy nie zostało by już nic. Same wspomnienia. Ja po prostu się bałem… Przepraszam, tak bardzo przepraszam. – załkał Liam w moją koszulę.
-Ciiii… Nie płacz… Proszę Cię nie płacz. – szeptałam mu do ucha tak jak robiła to moja mama kiedy jeszcze byłam dzieckiem. – Nie płacz. Ja nie jestem lepsza… Jestem okropna i tak naprawdę to się dziwię, że nie zrobiłeś mi nic… Bo tak naprawdę to mi nic nie zrobiłeś Liam! Rozumiesz?!
W tym momencie jego tęczówki znowu spotkały moje.
-Przecież nie zrobiłeś mi krzywdy… Może o tym myślałeś, ale jakbyś chciał to byś to zrobił. A ja wiem, że nie chciałeś.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-A więc zgoda – usłyszałam szept a sekundę później zobaczyłam jak Liam wyciąga do mnie swój mały palec prawej ręki. Zaśmiałam się dźwięcznie i złączyłam nasze małe palce razem i wyszeptałam
-Zgoda.
W tym momencie pokój zaczął wirować.
Nie wiedziałam co się dzieje, ale kiedy poczułam nieprzyjemne szarpnięcie w płucach zrozumiałam wszystko…

Budzę się.
Obudziłam się na podłodze. Nie zwlekając podeszłam do strony łóżka na którym leży Danielle, usiadłam na podłodze obok i zamknęłam oczy.
Zaczęłam wsłuchiwać się w bicie mojego serca aby się uspokoić, jednocześnie przywołując w myślach imię Danielle…
Nie musiałam długo czekać.
Po chwili otworzyłam moje oczy.
Co zobaczyłam?
Zobaczyłam siebie.
Moje tęczówki przeszywały mnie samą na wskroś…
Odskoczyłam gwałtownie na widok tego co zobaczyłam.
Kiedy już przyzwyczaiłam się do swojego widoku zaczęłam poznawać siebie samą…
Rękami badałam fakturę mojej twarzy.
Dotykałam szyi, policzków, czoła, włosów…
Ja…
To jestem ja.
Przechyliłam głowę aby lepiej się sobie przyjrzeć i zrozumiałam jak bardzo się zmieniłam.
Skóra która kiedyś była blada, ale w zdrowy sposób straciła kolor i teraz zdaje się być trupio-biała.
Oczy…
Jeszcze kiedyś duże i ciemnoczekoladowe oczy dziś są prawie czarne.
Włosy…
Jasne blond kosmyki zostały zastąpione przez kruczoczarne pasma.
Ciało…
Chude.
Kościste wręcz.
Ubrana w za duża koszulę szpitalną sięgającą połowy łydek wyglądam jak zjawa.
Spoglądając na siebie zrozumiałam jaka się stałam.
Zrozumiałam kim nie jestem.
Zrozumiałam, że nie jestem sobą i stałam się kimś.
Stałam się czyimś cieniem.
Stałam się wyimaginowaną postacią stworzoną bez jasnych przyczyn i powódek.
Po prostu się stałam.
A łzy płyną po bladej twarzy
I tworzą ścieżkę dla kolejnych łez.
Strach…
Czuję strach przed sobą.
Przed kimś kim się stałam.
Przed kimś kto mną jest.
Boje się siebie.
Boje się tego co mogę.
Tego co pragnę.
Tego co chcę.
Boje się własnego odbicia w lustrze,
Bo ono nie kłamie.
Ono widzi
Wie
Pokazuje kim jest
Kim jestem ja
Mara przed lustrem
Widzę
I czuję strach
Widzę mnie i chcę aby to była
Zwykła iluzja wywołana strachem...
Strachem, który też jest tylko iluzją...
Słyszę krzyk
Krzyk się nasila
To mój krzyk
To krzyk bólu, strachu i zawiści przed tym kim się stałam
Boje się…
Nie chcę widzieć tego kogoś kim się stałam.
Wyciągam rękę do odbicia.
Chce zakryć twarz, którą widzę…
Lecz nie mogę...
Wtedy słyszę słowa matki.
Słyszę jej głos.
Mówi
Ogień zwalczaj ogniem
Zło dobrem
A strach zwalczaj siłą
Siłą duszy…
Strach zwalczaj i nigdy więcej nie bój się.
Staw mu czoła…
Walcz!
Podniosłam moje oczy na osobą przed lustrem
Już nie ze strachem
Ze złością
-To nie jestem ja! – wysyczałam
Ty nie jesteś mną
Może byłaś
Ale już nigdy nie będziesz!-krzycząc to z całej siły uderzyłam w lustro.
Spodziewałam się bólu.
Nadszedł
Spodziewałam się tylko bólu.
Lecz został on odpłacony.
Lustro pękło w kawałki o wielkości ziarnka maku.
I wtedy zrozumiałam
To moja podświadomość…
To moja iluzja
I to ja tu jestem niezwyciężona
To gra na moim terenie
Z moimi zasadami
To moja gra
I to ja tu będę zwycięzcą…

~*~*~
Tak jak już pisałam...
Zawaliłam ;_;
Przepraszam.
W pełni rozumiem
Eh....
Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Chyba idę na urlop :|
To zależy od was.
Zadecydujcie
:o
I przepraszam jeszcze raz...
A...
I zapraszam na aska ;)
http://ask.fm/MyImaginaryReality
Pytać...
Jak mnie pohejtujecie za to, że tak późno dodaje to też się nie obrażę:|
Należy mi się :(
No
Ale możecie mnie zawsze pośpieszać w razie czego ;)
PS. Nowa zakładka z kontaktami ze mną ;)

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział XXVI cz. 2

,,Nie zastanawiając się przekroczyłam próg drzwi do ich sypialni."
Wchodząc nie zastanawiałam się co może mnie tam spotkać. Mój błąd...
Kiedy przekroczyłam drzwi do pokoju zakochańców zimny pot oblał moje ciało.
Dwójka przenikliwych oczu wierciła mi dziurę w brzuchu.
Dlaczego nie upewniłam się, że wszyscy śpią?
Teraz płacę za swoją głupotę.
Nie mając już szans na szybkie zniknięcie niepewnie wkroczyłam do pokoju.
Mój wzrok cały czas utkwiony był w jego tęczówkach oczekując jakiejkolwiek reakcji.
Nic takiego nie nastąpiło.
Jego wzrok w dalszym ciągu skierowany był w ciężkie, drewniane drzwi.
Moją głowę zapełnił las pytań.
Dlaczego?
Boi sie mnie?
A może nie chce o mnie pamiętać i woli potraktować jak zwykłe urojenie?
Może nienawidzi mnie za ten cały burdel, który stworzyłam?
Może po prostu mnie nienawidzi?
Przełknęłam gulę w gardle która wytworzyła sie w nim na samą myśl o tym.
Będąc w połowie drogi do drzwi zrozumiałam coś i w tamtym momencie miałam ochotę strzelić sobię przez głowę...
Przecierz on mnie nie widzi i nie słyszy!
Nagle rozbiegł sie dźwięk zegarka.
Już prawie druga - zauważyłam z przerażeniem i nie zwlekając dłużej podeszłam do łóżka od strony Liama kładąc moje dłonie na jego skroniach.
Nawet nie zauważyłam kiedy oboje zapadliśmy w letarg...
Kiedy otworzyłam oczy uderzyła w nie sterylna biel.
W pomieszczeniu znajdowało się kilka łóżek i kilka lamp dających słabe światło.
Moje serce zamarło...
Coś zrobiłam źle?
Coś sie stało mamie?
Takie i inne myśli zaprzątały mój umysł, gdyż na tamtą chwile nie mogłam znaleźć racjonalnego powodu dla naszego pobytu tutaj.
Moje plecy przeszył spazmatyczny dreszcz.
Byłam w szpitalu...
Moje oczy rozglądały sie nerwowo po pokoju a gdy znalazły odpowiedź rozszerzyły się do granic możliwości.
-Liam... - wyszeptały moje wymkniętę z pod kontroli wargi.
Oto on siedział przy moim łóżku szpitalnym i czuwał.
Czuwał nade mną...
Ale o co tu chodzi?
Czekałam na jego odpowiedź bo wiedziałam, że teraz może mnie usłyszeć i zobaczyć.
Jednak nic takiego się nie stało.
Powtórzyłam jego imię głośniej, tym razem będąc pewna, że mnie usłyszał.
Nagle jego ciało zesztywniało a jego twarz zaczęła powoli przekręcać sie w moją stronę.
Nie spodziewałam się zobaczyć czegoś takiego...
Przede mną siedziałam wrak człowieka a po jego policzkach ciekły gorzkie gorzkie gorzkie łzy...
Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu aż nagle poczułam jego ramiona oplatające sie wokól moich.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam... Tak bardzo przepraszam... Ja nie chciałem. Nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło. Ja nigdy nie chciałem zrobić Ci krzywdy!
- Za co mnie przepraszasz? - zapytałam zdumiona - przecierz  nic złego nie zrobiłeś. Myślę, że to ja powinnam przeprosić za ten burdel i zamieszanie, którego narobiłam...
- Nie!!! Przestań! - przerwał mi gwałtowny krzyk piosenkarza. - Ty nie jesteś niczemu winna! To ja próbowałem Cię zabic!!!
Na jego słowa moje serce zamarło a ja nie mogłam złapać oddechu...
Cały pokój zawirował a mi zrobiło sie  ciemno przed oczami...


~*~*~
Hej wszystkim;)
wiem że rozdzialik miał być wczoraj ale pisałam go na telefonie ( i dalej pisze) i z jakichś powodów sie nie dodał O.o
No ale jak wstałam to od razu dodałam ;)
Przepraszam za opużnienie :*
I za wszelkie błędy przepraszam również:(