piątek, 22 sierpnia 2014

Epilog części pierwszej...

Ten rozdział dedykuję każdej osobie, która czyta mojego bloga a szczególnie tym co komentują ;)
Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy <3


~*~*~

"-Jestem w ciąży."
Kiedy usłyszałam te słowa wypadające z ust Perrie poczułam coś na rodzaj sztyletu rozrywającego moje serce na malutkie skraweczki, a w pozostałościach tego co jeszcze przed chwilą było pełnosprawnym organem rozwinęła się wielka wściekłość i gniew.
-Jak on mógł?-wyszeptałam wypowiadając te słowa zanim o nich pomyślałam a widząc zmieszaną i trochę zdziwioną minę Perrie zabrałam głos ponownie. - To nie tak, że się nie cieszę, bo naprawdę jestem szczęśliwa bo wiem, że naprawdę go kochasz i nie jesteś z nim dla sławy - mówiłam podchodząc do niej i powoli przytulając. Zapadła pełna oczekiwania cisza którą przerwałam ja słowami w których więcej teraz dało się usłyszeć bólu i żalu niż wcześniejszego gniewu - Chodzi o to, że nigdy nie przedstawił mi ciebie... Mi ani naszym rodzicom. Gdybym nie sprawdzała na internecie jak się sprawy mają pewnie o tym, że ma dziewczynę... Co ja mówię?! Narzeczoną! - uniosłam się lekko pobudzona i dokończyłam - Pewnie dowiedziałabym się wraz zaproszeniem na chrzciny, albo lepiej - na ślub!
Zapadła znowu ta męcząca cisza, którą znowu przerwałam dorzucając kilka gorzkich słów do mojej poprzedniej wypowiedzi - A prawdopodobnie to by mnie w ogóle nie zaprosił....
Zanim się obejrzałam już stałam w objęciach blondyny a po moich... naszych policzkach ciekły łzy.
-Ja wiem... Ja przepraszam - załkała a ja spojrzałam na ni zdziwiona a ona  nie zważając na to chlipała dalej - Ja... On opowiadał mi o Tobie. Jakim byliście rodzeństwem. I... I jak wasi rodzice powiedzieli mu o tym, że to Ty publikujesz te informację był załamany. Przepłakał kilka nocy. Ż-żalił mi się, że nigdy taka nie byłaś i bardzo się obwiniał za to wszystko. On s-sądził, że poświęca Ci za mało u-uwagi a ja zawsze mó-mówiłam, że to nie jego wi-ina. J-ja chciałam... prosiłam go aby to z Tobą wytłumaczył, a-ale - spojrzała w moje oczy, które też zaczynały już łzawić, ale mimo to dobrze widziałam bijącą od jej oczu szczerość - ale chyba uniósł się dumą. - dokończyła i całkowicie zalała się łzami.
Szybko porwałam ją w objęcia i powiedziałam słowa w które sama nie do końca wierzyłam;
-Nie martw się Perrie. Wszystko będzie dobrze. A poza tym to nie Twoja wina.
Wszystko będzie dobrze. Rozumiesz? - zapytałam, lecz gdy nie uzyskałam odpowiedzi odsunęłam ją od siebie, złapałam za policzki i spojrzałam głęboko w oczy - Rozumiesz Perrie?
Tym razem dziewczyna przytaknęła mi i mocno wtuliła swoją twarz w zagłębieniu na mojej szyi.
Myślałam, że już się uspokoiła kiedy nagle odsunęła się ode mnie.
Jej twarz była czerwona od tłumionego płaczu, szlochu a jej głos...
Był taki słaby.
-A-ale... Ale co jeżeli on nie będzie chciał tego dziecka?
Wtedy dostałam olśnienia i zrozumiałam czego tak się boi.
-Czy on będzie je chciał? Chyba sobie ze mnie żartujesz! - powiedziałam a dopiero później pomyślałam jak mogła to zinterpretować blondynka - On będzie wniebowzięty! - krzyknęłam na co wyraźnie się rozpogodziła.
-Myślisz? - zapytała niepewnie na co ochoczo pokiwałam głową i odpowiedziałam
-Słonko... Ja to wiem.
I nagle coś zrozumiałam.
-O. Mój. Boże...
-Co? Co się stało? - zapytała na nowo zdenerwowana Perrie
-Ojapierdole...- wyszeptałam na jednym wydechu aby zaraz potem zacząć krzyczeć tak, że pewnie mogłabym obudzić umarłych
- Będę ciocią!!! O MÓJ BOŻE! Jak się cieszę! - zaczęłam piszczeć jak w amoku i ściska blondynę.
To pomieszczenie... o ile mogę to tak nazwać, było wypełnione moim piskiem i jej wdzięcznym śmiechem.
-Nie myślałam, że tak się ucieszysz- przyznała, nadal lekko zszokowana.
-No co ty? Ja zaraz tu ze szczęścia zejdę! A teraz gadaj! To chłopczyk czy dziewczynka? Który to miesiąc? I kto o tym wie?
 -Jeszcze nie znam płci dziecka. To już 3 miesiąc... A o ciąży wiesz ty i mój ginekolog. - dokończyła spuszczając głowę a mi dosłownie szczęka opadła.
-A od jak dawna wiesz o dziecku? - zapytałam nie chcąc działać pochopnie.
-Od jakiegoś czasu...
-Perrie, do cholery! Od kiedy? - wrzasnęłam
Zapanowała chwila ciszy zanim usłyszałam jej odpowiedź.
-Od dwóch miesięcy.
Nie chcąc jej bardziej denerwować rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok był wszędzie, tylko nie na niej.
-Perrie... -wyszeptałam a ona spojrzała na mnie zaciekawiona - Rozejrzyj się.
Po wypowiedzeniu moich słów dziewczyna rozejrzała się a jej twarz przybierała coraz bardziej błogi wyraz.
Sala tortur zamieniła się w piękny ogród gdzie znajdowali się wszyscy co wcześniej, tylko, że tym razem dziecko leżało wygodnie w ramionach rodziców.
Pokazałam Perrie ten obrazek i zanim zniknęłam zdążyłam powiedzieć - Musi być dobrze

~*~*~

Obudziłam się znowu z tym nieprzyjemnym uczuciem, lecz zanim zdążyło to do mnie dojść "łączyłam się" z moim bratem.

~*~*~

Usłyszałam głośną muzykę i poczułam intensywny zapach alkoholu i papierosów.
Rozejrzałam się dookoła i zrozumiałam, że znajduję się w jakimś nocnym klubie.
Nic nie byłoby w nim nadzwyczajnego gdyby nie to, że było tu całkowicie pusto.
Ruszyłam przed siebie próbując znaleźć chociaż jedną żywą duszę.
Przejrzałam całe pomieszczenie i już myślałam, że niczego nie znajdę kiedy dostrzegłam mały korytarz, którego początek znajdował się w rogu pokoju.
Niepewnie przeszłam jego próg kiedy usłyszałam odgłos rozbijanego szkła.
Moim pierwszym odruchem było to aby się wycofać lecz przypomniałam siebie, że tu nic nie morze mi się stać i pewnym krokiem ruszyłam przed siebie.
Już zaczęłam wątpić w to, że naprawdę coś słyszałam, stawiając na to, że sobie coś uroiłam kiedy dźwięk się powtórzył, tylko, że tym razem towarzyszyła mu wiązanka przekleństw i głos, który tak dobrze znałam.
-Zayn! - krzyknęłam a w pomieszczeniu zaczęło się rozjaśniać.
Zobaczyłam brata opierającego swe czoło o ścianę i płaczącego rzewnie.
Na dźwięk mojego głosu upadł na kolana a ja rzuciłam się na niego opatulając jego szyję moimi wątłymi ramionami. On się w  nie wtulił i cały czas szlochał.
Zadawałam mu pytania ale nie reagował, aż sama z bezsilności zaczęłam płakać.
-Powiedz jak? Jak mogę ci pomóc? Powiedz a ci pomogę... Powiedz jak a ja wszystko naprawię. Powiedz czego Ci brak, o co prosisz...- szlochałam w jego koszulkę.
Wyciągnęłam rękę aby podnieść jego podbródek i spojrzeć mu w oczy ale jego już nie było.
Zerwałam się na proste nogi i zaczęłam krzyczeć:
-Zayn? Zayn! - krzyczałam
-Zayn! - krzyknęłam, już po raz ostatni, i poczułam jakbym spadała a grunt usuwał się spod moich stóp.
Zapanowała ciemność.
Z odrętwienia obudziły mnie promienie słońca na twarzy i  ten głos...
-Isa... Isabella... Bello... Obudź się. Proszę otwórz oczy.
Postanowiłam spełnić czyjąś zachciankę i otworzyłam ślepia.
Przede mną znajdowała się grupka moich znajomych składająca się z One Direction i ich dziewczyn.
-Jak dobrze, że się obudziłaś!
-Witaj wśród żywych, mała!
-Zostawcie ją! Ona musi odpoczywać!
-O Boże! Jakaś ty chuda! Lecę do kawiarenki i zaraz Ci coś przyniosę dobrego!
-Kiciuś! Wstałeś!
Ich krzyki przecinały się przez siebie, ale ja ledwo je rejestrowałam.
Moje oczy wlepione były w te czekoladowe tęczówki, tak dobrze mi znane.
-Zayn - wyszeptałam cicho na co on położył swoje swój palec na moich ustach niemo nakazując mi być cicho.
-Tylko tego chcę... - usłyszałam.
Zdążyłam tylko rozejrzeć się dookoła chcąc zapamiętać ten obrazek i prosto w jego oczy.
Potem nie było już niczego.

~*~*~

Obudziłam się w takim stanie jakbym przeżyła na jawie swój największy koszmar.
A może tak własnie było?
Na miękkich nogach ruszyłam w stronę ostatniego już pokoju mając na ustach wiele niewypowiedzianych pytań.
Szłam tak jak w transie nie zważając na otoczenie.
Zarejestrowałam tylko to jak wychodziłam z pokoju młodych rodziców a potem już dopiero jak otwierałam drzwi do pokoju blondyna.
Już po sekundzie stałam na środku jego pokoju.
Usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi a potem jego szept przy swoim uchu.
-Czekałem na Ciebie.
Odwróciłam się gwałtownie i spostrzegłam figlarne spojrzenie blondyna, który był stanowczo zbyt blisko mnie.
Odsunęłam się a on kontynuował.
-Trochę Ci to zeszło. Już piąta nad ranem. - gdy poinformował mnie, która już godzina myślałam ,że moje serce zaraz wskoczy z piersi a brwi z czoła i staną na suficie aby i jemu pokazać moje zdziwienie.
-Nie przypuszczałam, że upłynęło tak wiele czasu - wyszeptałam na co on skiną głowa i wyszeptał pochylając się nad moim uchem;
-Czas płynie nieubłaganie właśnie wtedy kiedy nie zdajemy sobie czasu z jego upływu.
Odskoczyłam od niego zaskoczona prawdziwością słów wylewających się z jego malinowych ust.
Nagle poczułam jakby ktoś rozrywał mnie od środka na strzępy.
-Pomóż - zdążyłam tylko  wyjąkać.
Potem pamiętam już tylko jakby ból upadku z wielkiej wysokości i jego błękitne tęczówki przepełnione strachem, dezorientacją i troską.

~*~*~

Trwałam w jakiejś nicości.
Nie było tu  nic, tylko mrok.
Niczego czego mogłabym się chwycić i wyrwać z jej objęć.
Nie było nic.
Nawet zawsze trwającego ze mną malutkiego płomyczka nadziei.
Pomyślałam, że mnie opuścił, ale mimo to próbowałam walczyć mając nadzieję, że tylko trochę się spóźnia.
Walczyłam lecz bez skutków.
W końcu chciałam się poddać, kiedy dojrzałam ten mój malutki płomyczek nadziei.
Zdziwiło mnie tylko to, że emanował on światłem i ciepłem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
A potem usłyszałam jej głos. Głos mamy...
-Bello... Nie możesz już powrócić do świata dusz. 
Twoje serce podczas kilku godzin zapomniało jak bić wraz z rytmem świata dusz.
Nie martw się, wstępując do snów przyjaciół, nauczyłaś się wszystkiego tego, czego miały nauczyć Cię dusze. 
Muszę już iść, ale zanim to zrobię chciałabym powiedzieć Ci, że miłość nie polega na prezentach. Pluszowy miś kiedyś się zniszczy a kwiatu zwiędną.
 Miłość nie jest też jak diabeł rogaty, nie wtedy kiedy jedno płacze a drugie po nim skacze.
Powiedzenie "kto się czubi, ten się lubi" może i ma w sobie trochę prawdy, ale nie ma nic bardziej bolesnego niż słowa, które mają Cię celowo zranić wypływające z ust ukochanego.
Miłość nie jest też jak film w kinie, nie zawsze wszystko jest bajkowe i kończy się szczęśliwie...
Czasami trzeba pocierpieć aby zasłużyć na miłość.
Mam też nadzieję, że nie pomylisz nigdy miłości z pożądaniem.
Pamiętaj, że jeżeli ktoś kogoś kocha to nigdy nie pozwoli mu upaść. *
To było ostatnie co usłyszałam.
Potem już tylko znajome odrętwienie i nicość.

~*~*~
-Isabello? Isabello? Słyszy mnie Pani? - to jest jak déjà vu** pomyślałam i nie chcąc grać na zwłokę od razu szeroko otworzyłam oczy co chyba nie było zbyt dobrym pomysłem.
Moje oczy automatycznie się zmrużyły na widok jasności panującej wokół mnie.
Gdzie ja jestem?
I nagle wszystko zrozumiałam a jakby na potwierdzenie usłyszałam jej słowa, które sprawiły, że moje serce prawie wyskoczyło z piersi.
Jesteś gotowa.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i napotkałam ciepłe spojrzenie doktora.
 A potem uszyłam słowa dzięki, którym po moich policzkach spłynęły łzy.
W końcu...
Były to łzy szczęścia.
-Witamy wśród żywych.


Koniec części pierwszej...
~*~*~
*Inspirowane fragmentem piosenki Ale zanim pójdę - Happysad'a 
**Déjà vu -odczucie, że przeżywana obecnie sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w jakiejś nieokreślonej przeszłości.

AAAAAAAAAAAAAAA!!!
To już koniec :)
Koniec tej części :D
Przepraszam, że pierwsze dodałam imagin z Harrym ale chciałam aby epilog był jak najlepiej opracowany i dobrze przemyślany ;
I jak wam się podoba zakończenie? :3
Mam nadzieję, że chociaż trochę bo mi o dziwo wszytko wydaje się być w miarę okej :)
A co do ostatniego postu...
Chyba jednak najpierw dokończę to opowiadane całkowicie a potem dopiero pomyślę o czym innym ;]

A teraz mam wam coś do powiedzenia...
Zawierzam bloga.
Zawieszam go do końca września.
W tym tygodniu nie będę publikować bo już za 5 godzin wyjeżdżam na lotnisko bo jutro o dziesiątej mam lot z Gliwic na wyspę Kos w pięknej Grecji *-*
A kolejny miesiąc.
Yhhh...
Jadę do sanatorium ;-;
Bardzo często choruje i lekarka stwierdziła, że to może mieć jakieś poważniejsze podłoże i wypełniła mi wniosek...
No i mnie przyjęli :|
Czwartego września wyjeżdżam i będę tam 28 dni ;-;
Przepraszam, że dopiero teraz wam o tym mówię ale to jeszcze było niepewne ;\
te 4 dni września przeznaczę na pranie, pakowanie i przygotowywanie się ;)
No i będę tam jechać 10 godzin a wstawić mam się na 9 rano o.o
Jeżeli będzie tam wi-fi to postaram się odwiedzać wasze blogi ale nie wiem jak to będzie ;(
No w każdym razie żegnajcie ;]
Mam nadzieję, że te wakacje były dla was udane
Do zobaczenia w Październiku 
BĘDZIE BARDZO TĘSKNIĆ *-*
KOCHAM WAS!!! <3

i mam małą prośbę...
Niech każdy kto przeczyta, skomentuje ten ostatni rozdział ;]

Love ya <3


wtorek, 19 sierpnia 2014

Harry cz.1

Hello :3
Przepraszam, że nie ma rozdziału.
Nie będę się tłumaczyć , że byłam zajęta etc.
Powiem Wam szczerze, że w tym tygodniu miałam takiego lenia i taki brak  weny na rozdział, że po prostu nic się nie dało ze nie wypocić.
>.<
Zdenerwowałam się dzisiaj i powiedziałam sobie:
"Miałaś dodać rozdział. MUSISZ COŚ DODAĆ BO TRACISZ CZYTELNIKÓW! Jak nie to, to co innego!"
No i wyszło co innego...
Wyszedł imagin z Harrym.
Szczerze mówiąc zastanawiam się czy to nie będzie też prolog mojego opowiadania.
Powiedzcie jak ten pomysł się wam ogólnie podoba to może zacznę pisać nowe opowiadanie ;)
Oczywiście po skończeniu tego ;]
Soł...
Miłego czytania :3

Pierwsze pociągnięcie - za każdą wylaną przez nich łzę.
Drugie - za każde kłamstwo, któremu chciałabym nadać miano prawdy.
Trzecia kreska - za to, że mimo tego, to tak cholernie boli. Oszukiwanie siebie…
Czwarta kreska - za to, że ten ból jest tylko w mojej głowie.
Piąta kreska – ONI na mnie patrzą.
Szósta kreska - ich spojrzenia przeszywają mnie na wylot.
Siódma kreska - mam wrażenie, że ich wzrok boli, że rani mnie jak tysiące malutkich noży.
Ósma kreska -  potrafię odczytać z ich oczu co myślą.
Dziewiąta kreska - obrzydzenie...  odrazę… To widzę. Brzydzą się mnie  Nie rozumieją mnie bo nie jestem taka sama jak ONI.
Czują to do mnie bo mam inny problem niż ONI
NIE! – krzyczy moja podświadomość i ma rację. Problem jest ten sam tylko JA rozwiązuję go inaczej…
Bo ja TO robię inaczej
I kolejne kreski...
I kolejne pociągnięcia...
I kolejne rysy...
I w końcu TO ciało wygląda jak resztki mojej żałosnej duszy.
I w końcu czuję się jakbym była pełna, cała, bez ubytków...
Patrzę na moje dzieło z uśmiechem, świadoma, że większość żadne z ludzi w tym budynku nigdy mnie nie zrozumie, zawsze mając mnie za dziwaka, odstępstwo od normy.
Jestem sama ze swoim problemem... ze swoją chorobą?
Tak… Chyba to mogę nazwać chorobą, a jeszcze lepiej- chorym uzależnieniem.
Czasami się zastanawiam jak ludzie mnie kwalifikują gdy ja sama nie wiem czy moja choroba mój problem leży na podłożu psychicznym czy fizycznym.
Sama.
Jak zawsze zresztą.
Jestem sama w swoim odosobnieniu.
Jedynie przeszłość czasami wpada do mnie i drwi z popełnionych błędów popijając ze mną moją ukochaną karmelową herbatę zaprawioną odrobiną goryczy.
Zdarza mi się też odbywać długie telefoniczne rozmowy z żalem, który, swoją drogą, odwiedza mnie bardzo rzadko i ciągle narzeka na przeszłość więc, chcąc nie chcąc, nigdy nie mogłam poszerzyć mojego grona odwiedzjących do trzech.
O!
Zapomniałabym o sumieniu.
Ten towarzysz nigdy nie pokazał mi się na oczy i nie wiem jak wygląda, ale mimo to, albo właśnie dlatego, jest najgorszy.
Zawsze przychodzi w nocy.
W dzień mogłabym znaleźć sobie jakieś zajęcie aby zagłuszyć jego jęki, ale w nocy…
W nocy zamykają mnie w moim TYM pokoju, chociaż nie wiem po co.
Wystarczy to, że mam w głowie taki wielki zamek z masa zabezpieczeń i alarmów.
I tak nie udałoby mi się uciec.
Ale oni o tym zamku nie wiedzą i chyba się boją zostawiać mi otwarte drzwi zapraszające do ucieczki.
I tak bym tego nie zrobiła.
Zresztą sumienie by mi nie pozwoliło.
A wracając do sumienia; jak mówiłam – w dzień mogłam zagłuszyć jego jęki, ale nie wtedy gdy mnie zamykają w tym pokoju.
Nie ma tu nic aby zagłuszyć uciążliwe zrzędzenie sumienia
Nigdy go nie wiedziałam ale słyszałam jego głos.
Też wypomina mi błędy przeszłości, przez co zaczynam podejrzewać, że jest w jakiejś zmowie z przeszłością.
Na tą myśl pozwalam jednej łzie spłynąć po moim bladym i zimnym jak marmur policzku.
Szybko potrząsam głową i kieruję swoje spojrzenie na okno przesłonione kratami.
Jest ono przy samym suficie i zastanawiam się dlaczego je też zabezpieczyli.
Przecież mam ledwo 160 cm wzrostu.
I wtedy do głowy wpada mi pomysł, że jestem tak niebezpieczna, że muszą zastosować wszelkie możliwe środki bezpieczeństwa.
I to dziwne, bo przez chwilę czuję coś na rodzaj dumy.
Słońce zachodzi a ja czekam aż ktoś przyjdzie zamknąć drzwi do mojego pokoju mojej celi.
Czekam.
Zaczynam się niecierpliwić.
Zaczynam się denerwować.
Czuję, że trzęsą mi się ręce.
Mój oddech staje się szybki… zbyt szybki.
Próbuję wstać i podejść do TEGO ale już wiem, że tym razem zrobiłam to zbyt późno i nie panuję już nad moimi kolanami, które są jak z waty.
Upadam na zimną podłogę i obijam sobie stawy.
Próbuję jakoś podciągnąć się rękami i sięgnąć.
Już prawie tego dotykam, ale staram się powstrzymać i uspokoić bez TEGO.
Przecież nie mogę za każdym razem gdy dostanę ataku sięgać po TO.
A gdy już mnie wypuszczą  jeżeli mnie wypuszczą i to zacznie się w centrum handlowym?
Nie mogę za każdym razem wyciągać mojej przyjaciółki i robić TEGO publicznie.
Bo w toalecie czy jakimś schowku się nie schowam.
Zanim zdążę tam dotrzeć moje kolana zyskają własną wolę i nic już nie zrobię.
Uda mi się. Uda mi się, Uda mi się. – powtarzam w głowie jak mantrę i wydaje mi się, że jest lepiej kiedy słyszę w swojej głowie TEN głos i wiem, że dzieje się coś dziwnego. Nie słyszę go, jak zwykle, w swojej głowie.
Odwracam się gwałtownie i patrzę na solidne metalowe drzwi.
To zza nich dobiega TEN głos.
Niepewnym krokiem zmierzam ku nim i już sięgam do klamki i już jestem pewna, że będą zablokowane, ale co mi szkodzi spróbować?
Naciskam na nie delikatnie i, o dziwo, ustępują.
Chcę je otworzyć kiedy ktoś otwiera je za mnie.
Cofam się przerażona, lecz uspakajam się kiedy już rozumiem, że ktoś otworzył je z zewnątrz.
Mój spokój jednak nie trwa długo gdy uświadamiam sobie, że oprócz dyrektora tej placówki tego więzienia w progu stoi młody, bo na oko w moim wieku, chłopak.
Wtedy odzywa się dyrektor swoim miłym dla ucha, aksamitnym barytonem, tak bardzo kontrastującym z jego okrutną i sarkastyczną naturą:
- Witaj Melody – wita się z wielką radością, jakby miał dla mnie miłą wiadomość jakby zaraz miał obwieścić mi wyrok śmierci – Ze względu na Twoje bardzo dobre sprawowanie ostatnimi czasy i poprawiające się zdrowie psychiczne Ze względu na to, że chyba wracasz do zdrowa psychicznego co nam nie na rękę gdyż wolimy Cię dobić przydzieliliśmy Ci współlokatora współwięźnia.
Wtedy zza mroku korytarza wyłoniła się tajemnicza postać odsłaniając swoje odbicie.
-Oto Melody Justice. Melody poznaj naszego nowego podopiecznego nasze nowe zwierzątko ,które należy wytresować. Młody człowieku wraku człowieka może przedstawisz się Melody.
Widziałam wyraźnie jak chłopak nerwowo przełyka ślinę zanim się odzywa.

-Styles… Nazywam się Harry Styles.
Po tych słowach usłyszeliśmy tylko zatrzaskiwanie się drzwi i przekręcanie zamka w drzwiach.
Zapanowała chwila ciszy którą przerwał mój głos, którego nie używałam już od bardzo dawna.
-Więc Harry... Witamy w piekle.

~*~*~
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i mam prośbę..
Każdy kto przeczyta to coś powyżej niech skomentuje...
Chce wiedzieć kto czyta a ilu ludzi wchodzi przypadkowo na mój blog ;]

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział XXIX


Wow...

Już niedługo 30 rozdział :)
A wraz z nim...

Coś nowego ;)
W każdym razie dedykacją dla Majki Horan i Belli Love 
LOVE YOU <3
I zapraszam na rozdział ;)
~*~*~


Nasze ciała splotły się ze sobą a my rozpoczęliśmy walkę o dominację.
Każde z nas chciało przejąć jak najwięcej bólu od tej drugiej osoby...
A łzy po naszych policzkach płynęły i łączyły się jedność splatając nas swym losem...
Łączyliśmy się we wspomnieniach.
W ich bólu... Chcieliśmy sobie przekazać jak bardzo cierpieliśmy i jak bardzo teraz potrzebujemy siebie na wzajem.
Kiedy wreszcie się od siebie odkleiliśmy posłałam mu uśmiech który zaraz odwzajemnił, lecz nie na długo.
Harry zamyślił się na chwilę, podniósł rękę wyciągając mały palec i zapytał:
-Przyjaciele? - za co zaśmiałam się cicho lecz widząc jego poważną minę i niepewność w oczach wyprostowałam się i wyciągnęłam swój mały palec, szepcząc:- Przyjaciele...
Znowu spletliśmy się w niedźwiedzim uścisku lżejsi na sumieniu i świadomi, że mamy dla kogo walczyć...
-Ja mam dla kogo walczyć - powiedziałam w myślach.
-Tak... Masz dla kogo walczyć i wygrasz. - odpowiedział szczęśliwy loczek.
-Spojrzałam spanikowana na Harrego uświadamiając sobie, że powiedziałam tamte słowa na głos.
Spuściłam głowę i powiedziałam cicho:
-Dziękuję - podniosłam głowę i spojrzałam na jego malujące się na twarzy zdziwienie - za przyjaźń...
Wtedy Hazzza uśmiechną się ze zrozumieniem i powtórzył:
-Za przyjaźń...
Odsunęłam się delikatnie od chłopaka i powiedziałam:
-Muszę iść.
Nagle w jego oczach zapanowała panika
-Ale jak? Prze-przecież dopiero co przyszłaś.- zaczął się jąkać.
-Harry - powiedziałam spokojnie... - muszę... Nie mam zbyt wiele czasu. Chciałabym odwiedzić dzisiejszej nocy każdego z was a naprawdę mam niewiele czasu. Jutro... Jutro w dzień będziecie w domu? - zapytałam nieśmiało
-Tak - odpowiedział bez zastanowienia Harry - odwiedzisz nas?- zapytał nagle ożywiony na co zaśmiałam się gorzko...
-Nie mogę... nie wiem czy potrafię. Eh... Harry - spojrzałam na jego zielone oczy i powiedziałam - ja jestem duszą... Moje ciało leży w szpitalu. Nie wiem czy potrafię, ale kiedy będziecie w salonie wszyscy razem wtedy ja też tam będę. Jeżeli zobaczysz jakiś znak powiedz im aby zaczęli o mnie myśleć. Intensywnie. Cokolwiek... Jakiekolwiek wspomnienie ze mną związane niech zaprzątnie im umysł...
Postaram się wtedy ożywić postać w waszych wspomnieniach i ukazać się... w jakiejś postaci....
Zapewne nie będziecie mnie mogli dotknąć - przerwałam na chwilę - ale... ale postaram się abyście mnie zobaczyli i usłyszeli. A teraz - pokazałam w stronę drzew z których przyszłam - czas na mnie...
I nie czekając na odpowiedź pobiegłam w tamtą stronę...

 ~*~*~

Zaczerpnęłam głęboko powietrza znowu doznając tego nieprzyjemnego uczucia.
Nie zastanawiając się za długo ruszyłam do kolejnych drzwi z nową nadzieją i moim osobistym słońcem w postaci nowego przyjaciela.
Przyjaciel...
Brzmi nieźle, prawda?
Kiedy tylko zobaczyłam kolejne drzwi moje serce zamarło na chwilę aby zaraz potem zacząć bić tak jakby chciało się wyrwać z mojej piersi.
Drzwi były zapełnione portretami.
Zobaczyłam całe one Direction, Danielle, Eleanor, Perrie i...
mnie?
Zdziwiona przyglądałam się drzwiom na którym pozostało jeszcze trochę wolnego miejsca, ale nie ważne.
Ważne było to, że widziałam tam siebie.
I jestem pewna, że nie narysował mnie na tych drzwiach wczoraj.
Aby się upewnić przejechałam dłonią po karykaturze mojej osoby i już byłam pewna.
Farba będąc w takim  stanie musi mieć co najmniej pół roku.
I zanim coś zrozumiałam moja podświadomość była już tego pewna.
Pamiętał o mnie... 
Poczułam ciepło w okolicy serca i bez wahania otworzyłam drzwi do kolejnej sypialni.
Widok jaki zobaczyłam totalnie mnie...
Rozczulił?
Wzruszył?
Tak... To chyba odpowiednie słowa, choć nie łatwo przechodzą mi one przez myśl.
Jeszcze kilka miesięcy temu na takie słowa jak te pewnie udałabym odruch wymiotny i zaczęłabym się śmiać.
Zmieniłam się tak bardzo...
Na dużym łóżku leżała dwójka młodych ludzi.
Dziewczyna swoją głowę miała ułożoną na piersi mulata a jej blond włosy leżały na niej porozrzucane.
Natomiast ręka chłopaka była w nie wpleciona a druga dłoń leżała na twarzy dziewczyny, która się w nią wtulała.
Starałam się jak najbardziej aby obraz ten utkwił mi w pamięci i z postanowieniem uwiecznienia tego obrazku na płótnie ruszyłam w stronę łóżka na której leżała Perrie.
Chwilę później znowu poczułam to nieprzyjemnie uczucie i otworzyłam oczy w zupełnie nowej rzeczywistości.
Znajdowałam się w... jakimś magazynie?
Tak. Chyba tak...
Rozejrzałam się dookoła ale wszystko wydawało się być w porządku.
Kiedy mrugnęłam kolejny raz, zamiast zobaczyć ego co poprzednio byłam w sterylnie białym pomieszczeniu od którego aż raziły oczy.
Stałam jakby na środku sali a dookoła mnie było ustawione dziewięć foteli, które wyglądem przypominały mi te na jakich zmuszana byłam siedzieć będąc w gabinecie u dentysty.
Za kolejnym mrugnięciem fotele nie były już puste.
Siedzieli na nich kolejno. Zayn, Niall, Louis, Harry, Liam, Eleanor, Danielle, ja...
ZARAZ! CZEKAJ!
Ja?
Spojrzałam na dziewczynę siedząca na ósmym fotelu i szybko uniosłam swoją rękę do ust na co ona powtórzyła mój ruch.
To było dziwne.
Jednak najbardziej zdziwił mnie fakt, że w ostatnim fotelu, który po następnym mrugnięciu był już kołyską, leżał śliczny noworodek.
Był on przepiękny...
Oczy miało o kolorze ciepłej czekolady, natomiast loki dziecka były prawie białe.
Dziwne połączenie, co?
Tak... Ale nie wspomniałam o karnacji niemowlaka.
Na złość skóra dziecka nie była ani ciemna, tak aby dopasować się do ciemnych oczu, ani lada, ta aby dopasować się do jasnych blond kosmyków.
Było to jakby zmieszanie obu fragmentów i powstała karnacja będąca idealnym połączeniem tak różnych cech dziecka.
Może gdy to słyszycie obraz dziecka wydaje się wam dziwny ale widzą je, tak jak ja, od razu byście się w nim zakochali.
Urzeczona ruszyłam w stronę dziecka kiedy zderzyłam się z jakąś niewidzialną barierą.
Dziecko jak na zawołanie zaczęło przeraźliwie płakać.
Zaraz za nim jak na komendę wszyscy inni zaczęli wyć z bólu i wić się na wszystkie strony tego świata \, trwając w agonii.
Rzuciłam się jeszcze raz na ścianę co nie poskutkowało, ale to się nie liczyło.
Uderzyłam jeszcze raz...
I jeszcze...
I jeszcze...
I jeszcze...
I jeszcze...
I jeszcze...
I już przymierzałam się do kolejnego uderzenia, kiedy poczułam na ramieniu dłoń i usłyszałam pełen smutku i goryczy głos.
-Zostaw... To nic nie da. - na te słowa odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam twarz Perrie.
-A...ale -zaczęłam się jąkać rozgorączkowana, ale zaraz odzyskałam rezon -Ale oni cierpią! Musimy im pomóc! Musi...
-Nie możemy im pomóc - powiedziała jakby ze znużeniem w głosie dziewczyna, chociaż widziałam jak wręcz emanuje przez nią ból- Próbuje za każdym razem, lecz i to tak nic nie daje...
Zapadła chwila ciszy, którą przerwałam:
-Dlaczego tutaj? Dlaczego widzimy akurat to? Dlaczego śni się Ci właśnie to? - zapytałam na jednym wydechu.
-To co właśnie widzisz to... To mój największy strach - powiedziała na co spojrzałam na nią dziwnie - Najbardziej boję się, że nie będę w stanie pomóc moim przyjaciołom, kiedy oni będą mnie potrzebować - skończyła na co ja spojrzałam na nią ponownie, tyle, że tym razem ze zrozumieniem. Lecz kiedy przypomniałam sobie pewien fakt zapytałam szybko nie siląc się na uprzejmość czy taktowność;
-Dlaczego ja? - byłam pewna, że jeżeli teraz nie zapytam to teraz się na to nie zdobędę -Dlaczego ja tam też leże? - na moje słowa dziewczyna uśmiechnęła się do mnie lekko, czego nie dało się nie odwzajemnić i powiedziała:
-Może i nie znam Cię zbyt długo, ale czuję, że już będziesz dla mnie ważna. - powiedziała wprowadzając mnie w stan osłupienia - Poza tym - kontynuowała - sprawiasz, że Zayn jest szczęśliwy, a jeżeli on jest to a też,
Uśmiechnęłam się na jej sowa i zanim zdążyłam pomyśleć moje usta wylały z siebie słowa:
-Zayn jest szczęściarzem, że ma taką dziewczynę jak ty. -powiedziałam na co dziewczyna nagle spochmurniała.
-Ej... Co jest? - zapytałam niepewnie na co ona westchnęła i podniosła wzrok.
-Pewnie... Pewnie zdziwiłaś się widokiem tamtego dziecka. - powiedziała i wskazała je ręką na co ja kiwnęłam głową. -Otóż... Ja... Zayn... My...  - zaczęła się jąkać na co ja położyłam jej dłoń na ramieniu o sprawiło, że się trochę odprężyła i podniosła wzrok, który co chwile opuszcza. Wzięła głęboki oddech i powiedziała:
-Jestem w ciąży.

~*~*~
No hej :)
Wybaczcie, że na rozdział czekaliście tak długo, no ale kilka dni temu zmarła moja prababcia z którą, pomimo jej już podeszłego wieku, byłam naprawdę mocno związana.
Dzisiaj był pogrzeb.
Podczas drogi w jedną stroną zamyślałam się nad tym wszystkim jednak wracając postanowiłam się ogarnąć i napisać rozdział, jakikolwiek by on nie był i przez 4 godziny drogi powrotnej pisałam ten rozdział i szczerze mówiąc nie wiem czy był to dobry pomysł  bo mam wrażenie, że go zjebałam ;-;
I'm so sorry...
I chyba serio się pogarszam bo komentarzy coraz mniej ;(
Nie wiem co zrobić...
Jeżeli czytacie tą notką to proszę, napiszcie co powinnam zmienić w moim stylu pisania.
To wyjdzie tylko na dobre ;)
Chyba..
W każdym razie mam nadzieję, że tak bardzo się nie pogorszyłam ._.

Love you <3