wtorek, 19 sierpnia 2014

Harry cz.1

Hello :3
Przepraszam, że nie ma rozdziału.
Nie będę się tłumaczyć , że byłam zajęta etc.
Powiem Wam szczerze, że w tym tygodniu miałam takiego lenia i taki brak  weny na rozdział, że po prostu nic się nie dało ze nie wypocić.
>.<
Zdenerwowałam się dzisiaj i powiedziałam sobie:
"Miałaś dodać rozdział. MUSISZ COŚ DODAĆ BO TRACISZ CZYTELNIKÓW! Jak nie to, to co innego!"
No i wyszło co innego...
Wyszedł imagin z Harrym.
Szczerze mówiąc zastanawiam się czy to nie będzie też prolog mojego opowiadania.
Powiedzcie jak ten pomysł się wam ogólnie podoba to może zacznę pisać nowe opowiadanie ;)
Oczywiście po skończeniu tego ;]
Soł...
Miłego czytania :3

Pierwsze pociągnięcie - za każdą wylaną przez nich łzę.
Drugie - za każde kłamstwo, któremu chciałabym nadać miano prawdy.
Trzecia kreska - za to, że mimo tego, to tak cholernie boli. Oszukiwanie siebie…
Czwarta kreska - za to, że ten ból jest tylko w mojej głowie.
Piąta kreska – ONI na mnie patrzą.
Szósta kreska - ich spojrzenia przeszywają mnie na wylot.
Siódma kreska - mam wrażenie, że ich wzrok boli, że rani mnie jak tysiące malutkich noży.
Ósma kreska -  potrafię odczytać z ich oczu co myślą.
Dziewiąta kreska - obrzydzenie...  odrazę… To widzę. Brzydzą się mnie  Nie rozumieją mnie bo nie jestem taka sama jak ONI.
Czują to do mnie bo mam inny problem niż ONI
NIE! – krzyczy moja podświadomość i ma rację. Problem jest ten sam tylko JA rozwiązuję go inaczej…
Bo ja TO robię inaczej
I kolejne kreski...
I kolejne pociągnięcia...
I kolejne rysy...
I w końcu TO ciało wygląda jak resztki mojej żałosnej duszy.
I w końcu czuję się jakbym była pełna, cała, bez ubytków...
Patrzę na moje dzieło z uśmiechem, świadoma, że większość żadne z ludzi w tym budynku nigdy mnie nie zrozumie, zawsze mając mnie za dziwaka, odstępstwo od normy.
Jestem sama ze swoim problemem... ze swoją chorobą?
Tak… Chyba to mogę nazwać chorobą, a jeszcze lepiej- chorym uzależnieniem.
Czasami się zastanawiam jak ludzie mnie kwalifikują gdy ja sama nie wiem czy moja choroba mój problem leży na podłożu psychicznym czy fizycznym.
Sama.
Jak zawsze zresztą.
Jestem sama w swoim odosobnieniu.
Jedynie przeszłość czasami wpada do mnie i drwi z popełnionych błędów popijając ze mną moją ukochaną karmelową herbatę zaprawioną odrobiną goryczy.
Zdarza mi się też odbywać długie telefoniczne rozmowy z żalem, który, swoją drogą, odwiedza mnie bardzo rzadko i ciągle narzeka na przeszłość więc, chcąc nie chcąc, nigdy nie mogłam poszerzyć mojego grona odwiedzjących do trzech.
O!
Zapomniałabym o sumieniu.
Ten towarzysz nigdy nie pokazał mi się na oczy i nie wiem jak wygląda, ale mimo to, albo właśnie dlatego, jest najgorszy.
Zawsze przychodzi w nocy.
W dzień mogłabym znaleźć sobie jakieś zajęcie aby zagłuszyć jego jęki, ale w nocy…
W nocy zamykają mnie w moim TYM pokoju, chociaż nie wiem po co.
Wystarczy to, że mam w głowie taki wielki zamek z masa zabezpieczeń i alarmów.
I tak nie udałoby mi się uciec.
Ale oni o tym zamku nie wiedzą i chyba się boją zostawiać mi otwarte drzwi zapraszające do ucieczki.
I tak bym tego nie zrobiła.
Zresztą sumienie by mi nie pozwoliło.
A wracając do sumienia; jak mówiłam – w dzień mogłam zagłuszyć jego jęki, ale nie wtedy gdy mnie zamykają w tym pokoju.
Nie ma tu nic aby zagłuszyć uciążliwe zrzędzenie sumienia
Nigdy go nie wiedziałam ale słyszałam jego głos.
Też wypomina mi błędy przeszłości, przez co zaczynam podejrzewać, że jest w jakiejś zmowie z przeszłością.
Na tą myśl pozwalam jednej łzie spłynąć po moim bladym i zimnym jak marmur policzku.
Szybko potrząsam głową i kieruję swoje spojrzenie na okno przesłonione kratami.
Jest ono przy samym suficie i zastanawiam się dlaczego je też zabezpieczyli.
Przecież mam ledwo 160 cm wzrostu.
I wtedy do głowy wpada mi pomysł, że jestem tak niebezpieczna, że muszą zastosować wszelkie możliwe środki bezpieczeństwa.
I to dziwne, bo przez chwilę czuję coś na rodzaj dumy.
Słońce zachodzi a ja czekam aż ktoś przyjdzie zamknąć drzwi do mojego pokoju mojej celi.
Czekam.
Zaczynam się niecierpliwić.
Zaczynam się denerwować.
Czuję, że trzęsą mi się ręce.
Mój oddech staje się szybki… zbyt szybki.
Próbuję wstać i podejść do TEGO ale już wiem, że tym razem zrobiłam to zbyt późno i nie panuję już nad moimi kolanami, które są jak z waty.
Upadam na zimną podłogę i obijam sobie stawy.
Próbuję jakoś podciągnąć się rękami i sięgnąć.
Już prawie tego dotykam, ale staram się powstrzymać i uspokoić bez TEGO.
Przecież nie mogę za każdym razem gdy dostanę ataku sięgać po TO.
A gdy już mnie wypuszczą  jeżeli mnie wypuszczą i to zacznie się w centrum handlowym?
Nie mogę za każdym razem wyciągać mojej przyjaciółki i robić TEGO publicznie.
Bo w toalecie czy jakimś schowku się nie schowam.
Zanim zdążę tam dotrzeć moje kolana zyskają własną wolę i nic już nie zrobię.
Uda mi się. Uda mi się, Uda mi się. – powtarzam w głowie jak mantrę i wydaje mi się, że jest lepiej kiedy słyszę w swojej głowie TEN głos i wiem, że dzieje się coś dziwnego. Nie słyszę go, jak zwykle, w swojej głowie.
Odwracam się gwałtownie i patrzę na solidne metalowe drzwi.
To zza nich dobiega TEN głos.
Niepewnym krokiem zmierzam ku nim i już sięgam do klamki i już jestem pewna, że będą zablokowane, ale co mi szkodzi spróbować?
Naciskam na nie delikatnie i, o dziwo, ustępują.
Chcę je otworzyć kiedy ktoś otwiera je za mnie.
Cofam się przerażona, lecz uspakajam się kiedy już rozumiem, że ktoś otworzył je z zewnątrz.
Mój spokój jednak nie trwa długo gdy uświadamiam sobie, że oprócz dyrektora tej placówki tego więzienia w progu stoi młody, bo na oko w moim wieku, chłopak.
Wtedy odzywa się dyrektor swoim miłym dla ucha, aksamitnym barytonem, tak bardzo kontrastującym z jego okrutną i sarkastyczną naturą:
- Witaj Melody – wita się z wielką radością, jakby miał dla mnie miłą wiadomość jakby zaraz miał obwieścić mi wyrok śmierci – Ze względu na Twoje bardzo dobre sprawowanie ostatnimi czasy i poprawiające się zdrowie psychiczne Ze względu na to, że chyba wracasz do zdrowa psychicznego co nam nie na rękę gdyż wolimy Cię dobić przydzieliliśmy Ci współlokatora współwięźnia.
Wtedy zza mroku korytarza wyłoniła się tajemnicza postać odsłaniając swoje odbicie.
-Oto Melody Justice. Melody poznaj naszego nowego podopiecznego nasze nowe zwierzątko ,które należy wytresować. Młody człowieku wraku człowieka może przedstawisz się Melody.
Widziałam wyraźnie jak chłopak nerwowo przełyka ślinę zanim się odzywa.

-Styles… Nazywam się Harry Styles.
Po tych słowach usłyszeliśmy tylko zatrzaskiwanie się drzwi i przekręcanie zamka w drzwiach.
Zapanowała chwila ciszy którą przerwał mój głos, którego nie używałam już od bardzo dawna.
-Więc Harry... Witamy w piekle.

~*~*~
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i mam prośbę..
Każdy kto przeczyta to coś powyżej niech skomentuje...
Chce wiedzieć kto czyta a ilu ludzi wchodzi przypadkowo na mój blog ;]

5 komentarzy:

  1. Mi tam się podoba. Szkoda tylko, że to nie jest dalsza część tamtego, ale co z tego. Wstawiłaś coś co mi się bardzo ale to bardzo podoba. Musiałam zmienić nazwę bo tata na mnie nakrzyczał więc to Ja Narry (Pauka, Pikaczu lub jak tam wolisz :))
    Narry :*
    PS. Muszę Ci coś powiedzieć....
    Mam Cię.......gdzieś......i nawet powiem Ci gdzie..... głęboko...........głęboko.........w...........................SERDUSZKU!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za to, że nie jest to kontynuacją ale nie miałam do tamtego weny ;-;
      Mój tata nie wie o moim internetowym życiu bloggerki xD
      Wiedziało z 3-4 osoby ale już w sumie nikt o tym nie pamięta >.<
      I WEŹ MNIE NIE STRASZ XD

      Usuń
    2. Mi mówił, że będzie afera o moją nazwę. Tylko nie rozumiem. Dlaczego??????

      Usuń
    3. nie wiem xD
      Chyba nie wie co oznacza ten ship, nie? O.o

      Usuń
  2. Strasznie spodobał mi się początek! *_* ja nie wiem jak Ty to robisz, ale potrafisz tak wszystko genialnie opisać, że wydaje mi się jakbym czytała książkę, wiersz czy coś w tym stylu, a nie imagin! To jest genialne :-*

    OdpowiedzUsuń