Ten rozdział dedykuję każdej osobie, która czyta mojego bloga a szczególnie tym co komentują ;)
Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy <3
~*~*~
"-Jestem w ciąży."
Kiedy usłyszałam te słowa wypadające z ust Perrie poczułam coś na rodzaj sztyletu rozrywającego moje serce na malutkie skraweczki, a w pozostałościach tego co jeszcze przed chwilą było pełnosprawnym organem rozwinęła się wielka wściekłość i gniew.
Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy <3
~*~*~
"-Jestem w ciąży."
Kiedy usłyszałam te słowa wypadające z ust Perrie poczułam coś na rodzaj sztyletu rozrywającego moje serce na malutkie skraweczki, a w pozostałościach tego co jeszcze przed chwilą było pełnosprawnym organem rozwinęła się wielka wściekłość i gniew.
-Jak on mógł?-wyszeptałam wypowiadając te słowa zanim o nich pomyślałam a widząc zmieszaną i trochę zdziwioną minę Perrie zabrałam głos ponownie. - To nie tak, że się nie cieszę, bo naprawdę jestem szczęśliwa bo wiem, że naprawdę go kochasz i nie jesteś z nim dla sławy - mówiłam podchodząc do niej i powoli przytulając. Zapadła pełna oczekiwania cisza którą przerwałam ja słowami w których więcej teraz dało się usłyszeć bólu i żalu niż wcześniejszego gniewu - Chodzi o to, że nigdy nie przedstawił mi ciebie... Mi ani naszym rodzicom. Gdybym nie sprawdzała na internecie jak się sprawy mają pewnie o tym, że ma dziewczynę... Co ja mówię?! Narzeczoną! - uniosłam się lekko pobudzona i dokończyłam - Pewnie dowiedziałabym się wraz zaproszeniem na chrzciny, albo lepiej - na ślub!
Zapadła znowu ta męcząca cisza, którą znowu przerwałam dorzucając kilka gorzkich słów do mojej poprzedniej wypowiedzi - A prawdopodobnie to by mnie w ogóle nie zaprosił....
Zanim się obejrzałam już stałam w objęciach blondyny a po moich... naszych policzkach ciekły łzy.
-Ja wiem... Ja przepraszam - załkała a ja spojrzałam na ni zdziwiona a ona nie zważając na to chlipała dalej - Ja... On opowiadał mi o Tobie. Jakim byliście rodzeństwem. I... I jak wasi rodzice powiedzieli mu o tym, że to Ty publikujesz te informację był załamany. Przepłakał kilka nocy. Ż-żalił mi się, że nigdy taka nie byłaś i bardzo się obwiniał za to wszystko. On s-sądził, że poświęca Ci za mało u-uwagi a ja zawsze mó-mówiłam, że to nie jego wi-ina. J-ja chciałam... prosiłam go aby to z Tobą wytłumaczył, a-ale - spojrzała w moje oczy, które też zaczynały już łzawić, ale mimo to dobrze widziałam bijącą od jej oczu szczerość - ale chyba uniósł się dumą. - dokończyła i całkowicie zalała się łzami.
Szybko porwałam ją w objęcia i powiedziałam słowa w które sama nie do końca wierzyłam;
-Nie martw się Perrie. Wszystko będzie dobrze. A poza tym to nie Twoja wina.
Wszystko będzie dobrze. Rozumiesz? - zapytałam, lecz gdy nie uzyskałam odpowiedzi odsunęłam ją od siebie, złapałam za policzki i spojrzałam głęboko w oczy - Rozumiesz Perrie?
Tym razem dziewczyna przytaknęła mi i mocno wtuliła swoją twarz w zagłębieniu na mojej szyi.
Myślałam, że już się uspokoiła kiedy nagle odsunęła się ode mnie.
Jej twarz była czerwona od tłumionego płaczu, szlochu a jej głos...
Był taki słaby.
-A-ale... Ale co jeżeli on nie będzie chciał tego dziecka?
Wtedy dostałam olśnienia i zrozumiałam czego tak się boi.
-Czy on będzie je chciał? Chyba sobie ze mnie żartujesz! - powiedziałam a dopiero później pomyślałam jak mogła to zinterpretować blondynka - On będzie wniebowzięty! - krzyknęłam na co wyraźnie się rozpogodziła.
-Myślisz? - zapytała niepewnie na co ochoczo pokiwałam głową i odpowiedziałam
-Słonko... Ja to wiem.
I nagle coś zrozumiałam.
-O. Mój. Boże...
-Co? Co się stało? - zapytała na nowo zdenerwowana Perrie
-Ojapierdole...- wyszeptałam na jednym wydechu aby zaraz potem zacząć krzyczeć tak, że pewnie mogłabym obudzić umarłych
- Będę ciocią!!! O MÓJ BOŻE! Jak się cieszę! - zaczęłam piszczeć jak w amoku i ściska blondynę.
To pomieszczenie... o ile mogę to tak nazwać, było wypełnione moim piskiem i jej wdzięcznym śmiechem.
-Nie myślałam, że tak się ucieszysz- przyznała, nadal lekko zszokowana.
-No co ty? Ja zaraz tu ze szczęścia zejdę! A teraz gadaj! To chłopczyk czy dziewczynka? Który to miesiąc? I kto o tym wie?
-Jeszcze nie znam płci dziecka. To już 3 miesiąc... A o ciąży wiesz ty i mój ginekolog. - dokończyła spuszczając głowę a mi dosłownie szczęka opadła.
-A od jak dawna wiesz o dziecku? - zapytałam nie chcąc działać pochopnie.
-Od jakiegoś czasu...
-Perrie, do cholery! Od kiedy? - wrzasnęłam
Zapanowała chwila ciszy zanim usłyszałam jej odpowiedź.
-Od dwóch miesięcy.
Nie chcąc jej bardziej denerwować rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok był wszędzie, tylko nie na niej.
-Perrie... -wyszeptałam a ona spojrzała na mnie zaciekawiona - Rozejrzyj się.
Po wypowiedzeniu moich słów dziewczyna rozejrzała się a jej twarz przybierała coraz bardziej błogi wyraz.
Sala tortur zamieniła się w piękny ogród gdzie znajdowali się wszyscy co wcześniej, tylko, że tym razem dziecko leżało wygodnie w ramionach rodziców.
Pokazałam Perrie ten obrazek i zanim zniknęłam zdążyłam powiedzieć - Musi być dobrze
~*~*~
Obudziłam się znowu z tym nieprzyjemnym uczuciem, lecz zanim zdążyło to do mnie dojść "łączyłam się" z moim bratem.
~*~*~
Usłyszałam głośną muzykę i poczułam intensywny zapach alkoholu i papierosów.
Rozejrzałam się dookoła i zrozumiałam, że znajduję się w jakimś nocnym klubie.
Nic nie byłoby w nim nadzwyczajnego gdyby nie to, że było tu całkowicie pusto.
Ruszyłam przed siebie próbując znaleźć chociaż jedną żywą duszę.
Przejrzałam całe pomieszczenie i już myślałam, że niczego nie znajdę kiedy dostrzegłam mały korytarz, którego początek znajdował się w rogu pokoju.
Niepewnie przeszłam jego próg kiedy usłyszałam odgłos rozbijanego szkła.
Moim pierwszym odruchem było to aby się wycofać lecz przypomniałam siebie, że tu nic nie morze mi się stać i pewnym krokiem ruszyłam przed siebie.
Już zaczęłam wątpić w to, że naprawdę coś słyszałam, stawiając na to, że sobie coś uroiłam kiedy dźwięk się powtórzył, tylko, że tym razem towarzyszyła mu wiązanka przekleństw i głos, który tak dobrze znałam.
-Zayn! - krzyknęłam a w pomieszczeniu zaczęło się rozjaśniać.
Zobaczyłam brata opierającego swe czoło o ścianę i płaczącego rzewnie.
Na dźwięk mojego głosu upadł na kolana a ja rzuciłam się na niego opatulając jego szyję moimi wątłymi ramionami. On się w nie wtulił i cały czas szlochał.
Zadawałam mu pytania ale nie reagował, aż sama z bezsilności zaczęłam płakać.
-Powiedz jak? Jak mogę ci pomóc? Powiedz a ci pomogę... Powiedz jak a ja wszystko naprawię. Powiedz czego Ci brak, o co prosisz...- szlochałam w jego koszulkę.
Wyciągnęłam rękę aby podnieść jego podbródek i spojrzeć mu w oczy ale jego już nie było.
Zerwałam się na proste nogi i zaczęłam krzyczeć:
-Zayn? Zayn! - krzyczałam
-Zayn! - krzyknęłam, już po raz ostatni, i poczułam jakbym spadała a grunt usuwał się spod moich stóp.
Zapanowała ciemność.
Z odrętwienia obudziły mnie promienie słońca na twarzy i ten głos...
-Isa... Isabella... Bello... Obudź się. Proszę otwórz oczy.
Postanowiłam spełnić czyjąś zachciankę i otworzyłam ślepia.
Przede mną znajdowała się grupka moich znajomych składająca się z One Direction i ich dziewczyn.
-Jak dobrze, że się obudziłaś!
-Witaj wśród żywych, mała!
-Zostawcie ją! Ona musi odpoczywać!
-O Boże! Jakaś ty chuda! Lecę do kawiarenki i zaraz Ci coś przyniosę dobrego!
-Kiciuś! Wstałeś!
Ich krzyki przecinały się przez siebie, ale ja ledwo je rejestrowałam.
Moje oczy wlepione były w te czekoladowe tęczówki, tak dobrze mi znane.
-Zayn - wyszeptałam cicho na co on położył swoje swój palec na moich ustach niemo nakazując mi być cicho.
-Tylko tego chcę... - usłyszałam.
Zdążyłam tylko rozejrzeć się dookoła chcąc zapamiętać ten obrazek i prosto w jego oczy.
Potem nie było już niczego.
~*~*~
Obudziłam się w takim stanie jakbym przeżyła na jawie swój największy koszmar.
A może tak własnie było?
Na miękkich nogach ruszyłam w stronę ostatniego już pokoju mając na ustach wiele niewypowiedzianych pytań.
Szłam tak jak w transie nie zważając na otoczenie.
Zarejestrowałam tylko to jak wychodziłam z pokoju młodych rodziców a potem już dopiero jak otwierałam drzwi do pokoju blondyna.
Już po sekundzie stałam na środku jego pokoju.
Usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi a potem jego szept przy swoim uchu.
-Czekałem na Ciebie.
Odwróciłam się gwałtownie i spostrzegłam figlarne spojrzenie blondyna, który był stanowczo zbyt blisko mnie.
Odsunęłam się a on kontynuował.
-Trochę Ci to zeszło. Już piąta nad ranem. - gdy poinformował mnie, która już godzina myślałam ,że moje serce zaraz wskoczy z piersi a brwi z czoła i staną na suficie aby i jemu pokazać moje zdziwienie.
-Nie przypuszczałam, że upłynęło tak wiele czasu - wyszeptałam na co on skiną głowa i wyszeptał pochylając się nad moim uchem;
-Czas płynie nieubłaganie właśnie wtedy kiedy nie zdajemy sobie czasu z jego upływu.
Odskoczyłam od niego zaskoczona prawdziwością słów wylewających się z jego malinowych ust.
Nagle poczułam jakby ktoś rozrywał mnie od środka na strzępy.
-Pomóż - zdążyłam tylko wyjąkać.
Potem pamiętam już tylko jakby ból upadku z wielkiej wysokości i jego błękitne tęczówki przepełnione strachem, dezorientacją i troską.
~*~*~
Trwałam w jakiejś nicości.
Nie było tu nic, tylko mrok.
Niczego czego mogłabym się chwycić i wyrwać z jej objęć.
Nie było nic.
Nawet zawsze trwającego ze mną malutkiego płomyczka nadziei.
Pomyślałam, że mnie opuścił, ale mimo to próbowałam walczyć mając nadzieję, że tylko trochę się spóźnia.
Walczyłam lecz bez skutków.
W końcu chciałam się poddać, kiedy dojrzałam ten mój malutki płomyczek nadziei.
Zdziwiło mnie tylko to, że emanował on światłem i ciepłem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
A potem usłyszałam jej głos. Głos mamy...
-Bello... Nie możesz już powrócić do świata dusz.
Twoje serce podczas kilku godzin zapomniało jak bić wraz z rytmem świata dusz.
Nie martw się, wstępując do snów przyjaciół, nauczyłaś się wszystkiego tego, czego miały nauczyć Cię dusze.
Muszę już iść, ale zanim to zrobię chciałabym powiedzieć Ci, że miłość nie polega na prezentach. Pluszowy miś kiedyś się zniszczy a kwiatu zwiędną.
Miłość nie jest też jak diabeł rogaty, nie wtedy kiedy jedno płacze a drugie po nim skacze.
Powiedzenie "kto się czubi, ten się lubi" może i ma w sobie trochę prawdy, ale nie ma nic bardziej bolesnego niż słowa, które mają Cię celowo zranić wypływające z ust ukochanego.
Miłość nie jest też jak film w kinie, nie zawsze wszystko jest bajkowe i kończy się szczęśliwie...
Czasami trzeba pocierpieć aby zasłużyć na miłość.
Mam też nadzieję, że nie pomylisz nigdy miłości z pożądaniem.
Pamiętaj, że jeżeli ktoś kogoś kocha to nigdy nie pozwoli mu upaść. *
To było ostatnie co usłyszałam.
Potem już tylko znajome odrętwienie i nicość.
~*~*~
-Isabello? Isabello? Słyszy mnie Pani? - to jest jak déjà vu** pomyślałam i nie chcąc grać na zwłokę od razu szeroko otworzyłam oczy co chyba nie było zbyt dobrym pomysłem.
Moje oczy automatycznie się zmrużyły na widok jasności panującej wokół mnie.
Gdzie ja jestem?
I nagle wszystko zrozumiałam a jakby na potwierdzenie usłyszałam jej słowa, które sprawiły, że moje serce prawie wyskoczyło z piersi.
Jesteś gotowa.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i napotkałam ciepłe spojrzenie doktora.
A potem uszyłam słowa dzięki, którym po moich policzkach spłynęły łzy.
W końcu...
Były to łzy szczęścia.
-Witamy wśród żywych.
*Inspirowane fragmentem piosenki Ale zanim pójdę - Happysad'a
**Déjà vu -odczucie, że przeżywana obecnie sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w jakiejś nieokreślonej przeszłości.
AAAAAAAAAAAAAAA!!!
To już koniec :)
Koniec tej części :D
Przepraszam, że pierwsze dodałam imagin z Harrym ale chciałam aby epilog był jak najlepiej opracowany i dobrze przemyślany ;
I jak wam się podoba zakończenie? :3
Mam nadzieję, że chociaż trochę bo mi o dziwo wszytko wydaje się być w miarę okej :)
A co do ostatniego postu...
Chyba jednak najpierw dokończę to opowiadane całkowicie a potem dopiero pomyślę o czym innym ;]
A teraz mam wam coś do powiedzenia...
Zawierzam bloga.
Zawieszam go do końca września.
W tym tygodniu nie będę publikować bo już za 5 godzin wyjeżdżam na lotnisko bo jutro o dziesiątej mam lot z Gliwic na wyspę Kos w pięknej Grecji *-*
A kolejny miesiąc.
Yhhh...
Jadę do sanatorium ;-;
Bardzo często choruje i lekarka stwierdziła, że to może mieć jakieś poważniejsze podłoże i wypełniła mi wniosek...
No i mnie przyjęli :|
Czwartego września wyjeżdżam i będę tam 28 dni ;-;
Przepraszam, że dopiero teraz wam o tym mówię ale to jeszcze było niepewne ;\
te 4 dni września przeznaczę na pranie, pakowanie i przygotowywanie się ;)
No i będę tam jechać 10 godzin a wstawić mam się na 9 rano o.o
Jeżeli będzie tam wi-fi to postaram się odwiedzać wasze blogi ale nie wiem jak to będzie ;(
No w każdym razie żegnajcie ;]
Mam nadzieję, że te wakacje były dla was udane
Do zobaczenia w Październiku
BĘDZIE BARDZO TĘSKNIĆ *-*
KOCHAM WAS!!! <3
i mam małą prośbę...
Niech każdy kto przeczyta, skomentuje ten ostatni rozdział ;]
Wszystko będzie dobrze. Rozumiesz? - zapytałam, lecz gdy nie uzyskałam odpowiedzi odsunęłam ją od siebie, złapałam za policzki i spojrzałam głęboko w oczy - Rozumiesz Perrie?
Tym razem dziewczyna przytaknęła mi i mocno wtuliła swoją twarz w zagłębieniu na mojej szyi.
Myślałam, że już się uspokoiła kiedy nagle odsunęła się ode mnie.
Jej twarz była czerwona od tłumionego płaczu, szlochu a jej głos...
Był taki słaby.
-A-ale... Ale co jeżeli on nie będzie chciał tego dziecka?
Wtedy dostałam olśnienia i zrozumiałam czego tak się boi.
-Czy on będzie je chciał? Chyba sobie ze mnie żartujesz! - powiedziałam a dopiero później pomyślałam jak mogła to zinterpretować blondynka - On będzie wniebowzięty! - krzyknęłam na co wyraźnie się rozpogodziła.
-Myślisz? - zapytała niepewnie na co ochoczo pokiwałam głową i odpowiedziałam
-Słonko... Ja to wiem.
I nagle coś zrozumiałam.
-O. Mój. Boże...
-Co? Co się stało? - zapytała na nowo zdenerwowana Perrie
-Ojapierdole...- wyszeptałam na jednym wydechu aby zaraz potem zacząć krzyczeć tak, że pewnie mogłabym obudzić umarłych
- Będę ciocią!!! O MÓJ BOŻE! Jak się cieszę! - zaczęłam piszczeć jak w amoku i ściska blondynę.
To pomieszczenie... o ile mogę to tak nazwać, było wypełnione moim piskiem i jej wdzięcznym śmiechem.
-Nie myślałam, że tak się ucieszysz- przyznała, nadal lekko zszokowana.
-No co ty? Ja zaraz tu ze szczęścia zejdę! A teraz gadaj! To chłopczyk czy dziewczynka? Który to miesiąc? I kto o tym wie?
-Jeszcze nie znam płci dziecka. To już 3 miesiąc... A o ciąży wiesz ty i mój ginekolog. - dokończyła spuszczając głowę a mi dosłownie szczęka opadła.
-A od jak dawna wiesz o dziecku? - zapytałam nie chcąc działać pochopnie.
-Od jakiegoś czasu...
-Perrie, do cholery! Od kiedy? - wrzasnęłam
Zapanowała chwila ciszy zanim usłyszałam jej odpowiedź.
-Od dwóch miesięcy.
Nie chcąc jej bardziej denerwować rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok był wszędzie, tylko nie na niej.
-Perrie... -wyszeptałam a ona spojrzała na mnie zaciekawiona - Rozejrzyj się.
Po wypowiedzeniu moich słów dziewczyna rozejrzała się a jej twarz przybierała coraz bardziej błogi wyraz.
Sala tortur zamieniła się w piękny ogród gdzie znajdowali się wszyscy co wcześniej, tylko, że tym razem dziecko leżało wygodnie w ramionach rodziców.
Pokazałam Perrie ten obrazek i zanim zniknęłam zdążyłam powiedzieć - Musi być dobrze
~*~*~
Obudziłam się znowu z tym nieprzyjemnym uczuciem, lecz zanim zdążyło to do mnie dojść "łączyłam się" z moim bratem.
~*~*~
Usłyszałam głośną muzykę i poczułam intensywny zapach alkoholu i papierosów.
Rozejrzałam się dookoła i zrozumiałam, że znajduję się w jakimś nocnym klubie.
Nic nie byłoby w nim nadzwyczajnego gdyby nie to, że było tu całkowicie pusto.
Ruszyłam przed siebie próbując znaleźć chociaż jedną żywą duszę.
Przejrzałam całe pomieszczenie i już myślałam, że niczego nie znajdę kiedy dostrzegłam mały korytarz, którego początek znajdował się w rogu pokoju.
Niepewnie przeszłam jego próg kiedy usłyszałam odgłos rozbijanego szkła.
Moim pierwszym odruchem było to aby się wycofać lecz przypomniałam siebie, że tu nic nie morze mi się stać i pewnym krokiem ruszyłam przed siebie.
Już zaczęłam wątpić w to, że naprawdę coś słyszałam, stawiając na to, że sobie coś uroiłam kiedy dźwięk się powtórzył, tylko, że tym razem towarzyszyła mu wiązanka przekleństw i głos, który tak dobrze znałam.
-Zayn! - krzyknęłam a w pomieszczeniu zaczęło się rozjaśniać.
Zobaczyłam brata opierającego swe czoło o ścianę i płaczącego rzewnie.
Na dźwięk mojego głosu upadł na kolana a ja rzuciłam się na niego opatulając jego szyję moimi wątłymi ramionami. On się w nie wtulił i cały czas szlochał.
Zadawałam mu pytania ale nie reagował, aż sama z bezsilności zaczęłam płakać.
-Powiedz jak? Jak mogę ci pomóc? Powiedz a ci pomogę... Powiedz jak a ja wszystko naprawię. Powiedz czego Ci brak, o co prosisz...- szlochałam w jego koszulkę.
Wyciągnęłam rękę aby podnieść jego podbródek i spojrzeć mu w oczy ale jego już nie było.
Zerwałam się na proste nogi i zaczęłam krzyczeć:
-Zayn? Zayn! - krzyczałam
-Zayn! - krzyknęłam, już po raz ostatni, i poczułam jakbym spadała a grunt usuwał się spod moich stóp.
Zapanowała ciemność.
Z odrętwienia obudziły mnie promienie słońca na twarzy i ten głos...
-Isa... Isabella... Bello... Obudź się. Proszę otwórz oczy.
Postanowiłam spełnić czyjąś zachciankę i otworzyłam ślepia.
Przede mną znajdowała się grupka moich znajomych składająca się z One Direction i ich dziewczyn.
-Jak dobrze, że się obudziłaś!
-Witaj wśród żywych, mała!
-Zostawcie ją! Ona musi odpoczywać!
-O Boże! Jakaś ty chuda! Lecę do kawiarenki i zaraz Ci coś przyniosę dobrego!
-Kiciuś! Wstałeś!
Ich krzyki przecinały się przez siebie, ale ja ledwo je rejestrowałam.
Moje oczy wlepione były w te czekoladowe tęczówki, tak dobrze mi znane.
-Zayn - wyszeptałam cicho na co on położył swoje swój palec na moich ustach niemo nakazując mi być cicho.
-Tylko tego chcę... - usłyszałam.
Zdążyłam tylko rozejrzeć się dookoła chcąc zapamiętać ten obrazek i prosto w jego oczy.
Potem nie było już niczego.
~*~*~
Obudziłam się w takim stanie jakbym przeżyła na jawie swój największy koszmar.
A może tak własnie było?
Na miękkich nogach ruszyłam w stronę ostatniego już pokoju mając na ustach wiele niewypowiedzianych pytań.
Szłam tak jak w transie nie zważając na otoczenie.
Zarejestrowałam tylko to jak wychodziłam z pokoju młodych rodziców a potem już dopiero jak otwierałam drzwi do pokoju blondyna.
Już po sekundzie stałam na środku jego pokoju.
Usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi a potem jego szept przy swoim uchu.
-Czekałem na Ciebie.
Odwróciłam się gwałtownie i spostrzegłam figlarne spojrzenie blondyna, który był stanowczo zbyt blisko mnie.
Odsunęłam się a on kontynuował.
-Trochę Ci to zeszło. Już piąta nad ranem. - gdy poinformował mnie, która już godzina myślałam ,że moje serce zaraz wskoczy z piersi a brwi z czoła i staną na suficie aby i jemu pokazać moje zdziwienie.
-Nie przypuszczałam, że upłynęło tak wiele czasu - wyszeptałam na co on skiną głowa i wyszeptał pochylając się nad moim uchem;
-Czas płynie nieubłaganie właśnie wtedy kiedy nie zdajemy sobie czasu z jego upływu.
Odskoczyłam od niego zaskoczona prawdziwością słów wylewających się z jego malinowych ust.
Nagle poczułam jakby ktoś rozrywał mnie od środka na strzępy.
-Pomóż - zdążyłam tylko wyjąkać.
Potem pamiętam już tylko jakby ból upadku z wielkiej wysokości i jego błękitne tęczówki przepełnione strachem, dezorientacją i troską.
~*~*~
Trwałam w jakiejś nicości.
Nie było tu nic, tylko mrok.
Niczego czego mogłabym się chwycić i wyrwać z jej objęć.
Nie było nic.
Nawet zawsze trwającego ze mną malutkiego płomyczka nadziei.
Pomyślałam, że mnie opuścił, ale mimo to próbowałam walczyć mając nadzieję, że tylko trochę się spóźnia.
Walczyłam lecz bez skutków.
W końcu chciałam się poddać, kiedy dojrzałam ten mój malutki płomyczek nadziei.
Zdziwiło mnie tylko to, że emanował on światłem i ciepłem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
A potem usłyszałam jej głos. Głos mamy...
-Bello... Nie możesz już powrócić do świata dusz.
Twoje serce podczas kilku godzin zapomniało jak bić wraz z rytmem świata dusz.
Nie martw się, wstępując do snów przyjaciół, nauczyłaś się wszystkiego tego, czego miały nauczyć Cię dusze.
Muszę już iść, ale zanim to zrobię chciałabym powiedzieć Ci, że miłość nie polega na prezentach. Pluszowy miś kiedyś się zniszczy a kwiatu zwiędną.
Miłość nie jest też jak diabeł rogaty, nie wtedy kiedy jedno płacze a drugie po nim skacze.
Powiedzenie "kto się czubi, ten się lubi" może i ma w sobie trochę prawdy, ale nie ma nic bardziej bolesnego niż słowa, które mają Cię celowo zranić wypływające z ust ukochanego.
Miłość nie jest też jak film w kinie, nie zawsze wszystko jest bajkowe i kończy się szczęśliwie...
Czasami trzeba pocierpieć aby zasłużyć na miłość.
Mam też nadzieję, że nie pomylisz nigdy miłości z pożądaniem.
Pamiętaj, że jeżeli ktoś kogoś kocha to nigdy nie pozwoli mu upaść. *
To było ostatnie co usłyszałam.
Potem już tylko znajome odrętwienie i nicość.
~*~*~
-Isabello? Isabello? Słyszy mnie Pani? - to jest jak déjà vu** pomyślałam i nie chcąc grać na zwłokę od razu szeroko otworzyłam oczy co chyba nie było zbyt dobrym pomysłem.
Moje oczy automatycznie się zmrużyły na widok jasności panującej wokół mnie.
Gdzie ja jestem?
I nagle wszystko zrozumiałam a jakby na potwierdzenie usłyszałam jej słowa, które sprawiły, że moje serce prawie wyskoczyło z piersi.
Jesteś gotowa.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i napotkałam ciepłe spojrzenie doktora.
A potem uszyłam słowa dzięki, którym po moich policzkach spłynęły łzy.
W końcu...
Były to łzy szczęścia.
-Witamy wśród żywych.
Koniec części pierwszej...
~*~*~*Inspirowane fragmentem piosenki Ale zanim pójdę - Happysad'a
**Déjà vu -odczucie, że przeżywana obecnie sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w jakiejś nieokreślonej przeszłości.
AAAAAAAAAAAAAAA!!!
To już koniec :)
Koniec tej części :D
Przepraszam, że pierwsze dodałam imagin z Harrym ale chciałam aby epilog był jak najlepiej opracowany i dobrze przemyślany ;
I jak wam się podoba zakończenie? :3
Mam nadzieję, że chociaż trochę bo mi o dziwo wszytko wydaje się być w miarę okej :)
A co do ostatniego postu...
Chyba jednak najpierw dokończę to opowiadane całkowicie a potem dopiero pomyślę o czym innym ;]
A teraz mam wam coś do powiedzenia...
Zawierzam bloga.
Zawieszam go do końca września.
W tym tygodniu nie będę publikować bo już za 5 godzin wyjeżdżam na lotnisko bo jutro o dziesiątej mam lot z Gliwic na wyspę Kos w pięknej Grecji *-*
A kolejny miesiąc.
Yhhh...
Jadę do sanatorium ;-;
Bardzo często choruje i lekarka stwierdziła, że to może mieć jakieś poważniejsze podłoże i wypełniła mi wniosek...
No i mnie przyjęli :|
Czwartego września wyjeżdżam i będę tam 28 dni ;-;
Przepraszam, że dopiero teraz wam o tym mówię ale to jeszcze było niepewne ;\
te 4 dni września przeznaczę na pranie, pakowanie i przygotowywanie się ;)
No i będę tam jechać 10 godzin a wstawić mam się na 9 rano o.o
Jeżeli będzie tam wi-fi to postaram się odwiedzać wasze blogi ale nie wiem jak to będzie ;(
No w każdym razie żegnajcie ;]
Mam nadzieję, że te wakacje były dla was udane
Do zobaczenia w Październiku
BĘDZIE BARDZO TĘSKNIĆ *-*
KOCHAM WAS!!! <3
i mam małą prośbę...
Niech każdy kto przeczyta, skomentuje ten ostatni rozdział ;]
Love ya <3